sobota, 26 maja 2012

#6. Give me love.

* Louis
Od rana, od czasu przyjemnej pobudki jaką zorganizował mi Harry siedzieliśmy
piżamach na kanapie w salonie trzymając się za ręce. Obejrzeliśmy dwa filmy nie
zwracając zbytnio uwagi na ich temat. Przynajmniej ze mną tak było, bo ja co chwilę
zerkałem na chłopaka siedzącego obok mnie i nie wiedziałem nawet jak na imię miał
główny bohater z któregoś z tych filmów. Nadal nie mogłem uwierzyć, że siedzi tu ze mną
jak gdyby nigdy nic, pije kolejną herbatę i trzyma mnie za rękę, co jakiś czas posyłając
rozbrajający uśmiech.
To było zbyt nierealne, zbyt odległe. A jednak prawdziwe, i świadomość tego
napawała mnie niesamowitą radością. Cieszyłem się że po prostu mogę siedzieć z
nim i zwyczajnie spędzać czas, wypełniony uczuciem że wszystko czego mi potrzeba
mam na wyciągnięcie ręki.
Przymknąłem oczy i oparłem głowę na jego ramieniu tak, żeby móc pocałować jego
szyję.
- Która godzina?- mruknąłem. Poczułem dreszcz przechodzący jego ramiona.
- Po dwunastej.- Zmierzwił mi włosy i z westchnieniem podniósł się z kanapy, pojękując
przy prostowaniu się.- Nie czuję tyłka. - Klepnął się w wymienioną część ciała i
wyszczerzył się patrząc przez okno. Zagryzłem wargę. To było gorące.
- Co takiego tam widzisz?
- Ładna pogoda- uznał. - Lubię powietrze po deszczu.- Spojrzał na mnie. - Całą noc
padało.
Naciągnął niżej koszulkę opinającą jego klatkę piersiową. Tym samym zakrył
skrawek swojego brzucha uwidocznionego przez jej podwinięcie się. Poczułem się w
pewien sposób zawiedziony. Tomlinson, chyba jesteś niewyżyty seksualnie.
Poszedłem za nim na górę przyglądając się jego tyłkowi kiedy wchodził na górę po
schodach. Wtedy obiecałem sobie, że zawsze będę chodził z a n i m.
- Gapisz się- zachichotał  i obrócił się w twarzą do mnie opierając o ścianę w
korytarzu. Zaczerwieniłem się lekko i wzruszyłem ramionami.
- Tak jakoś wyszło- uśmiechnąłem się złośliwie.
- Teraz jesteśmy kwita- uznał uszczypliwym tonem i nie wyjaśniając swojej
wypowiedzi ruszył powoli w kierunku drzwi od pokoju Zayna.
Czy on właśnie oznajmił że także gapił się na mój tyłek?
Od wczoraj jego zachowanie uległo niemałej zmianie. Był weselszy, bardziej
pozytywny. Bardziej sobą. Niezwykle pochlebiała mi myśl że mogę mieć w w tym swoje
zasługi. Na dole rozdzwonił się telefon, więc zostawiłem Harremu budzenie chłopaków i
zbiegłem  na dół.
- Halo?- nabrałem powietrza.
- Louis- usłyszałem radosny głos po drugiej stronie.
- Cześć, mamo.
- Mogę od razu przejść do rzeczy? Bardzo chciałabym z tobą dłużej porozmawiać,
ale dziewczynki zachorowały, i nie mam chwili wytchnienia. Koszmar, mówię ci.
- Coś poważnego?
- Angina.
- Ouch. Może w takim razie podrzucisz do nas samą Lottie? 
Zaśmiała się cicho.
- Właśnie w tej sprawie dzwonie. Nie uda nam się przyjechać w komplecie, a Lottie nie
zdążyła się jeszcze zarazić. Plus, czekała żeby cię zobaczyć i teraz nie daje mi spokoju.
- Przyjechać po nią?
- Nie, nie. Katie zgodziła się przypilnować ich dzisiaj. Tylko, cholera, taki kawał drogi...
- Przyjadę po nią. Mówię poważnie.
- Jaki w tym sens? W obie strony to sześć godzin. Wsiądziemy w pociąg i o trzeciej
będziemy na miejscu. Tak będzie szybciej niż samochodem.
- W takim razie odbiorę ją z dworca- rzuciłem wesoło.
- W porządku. FIZZ, DO ŁÓŻKA!
- Ał.
- Przepraszam- zachichotała. - No to widzimy się?
- Taak.
- I... Louis?
- Um?
- Ta przerwa ci służy. Brzmisz na szczęśliwego.
- Bo jestem.- Uśmiechnąłem się pod nosem i odłożyłem telefon z powrotem na stół i
ponownie rzuciłem się na kanapę zajmując ją prawie na całej długości. Byłem
zadowolony z przyjazdu siostry, tęskniłem za nią. Poza tym, wiedziałem jaką
frajdą będzie  dla niej pobyt tutaj. Mimo że leniłem się od rana, a dochodziło już
popołudnie byłem jakoś dziwnie znużony. Może to wina pogody. Po kilku chwilach
poczułem jak ktoś wślizguje się obok mnie na kanapę.
- Zmęczony?- mruknął. Sam jego głos działał na mnie tak, że miękły mi kolana.
Moja lewa połowa ciała była całkowicie do niego przyciśnięta.
- Nie zbytnio.
- Wiesz, tak sobie myślę...- Przejechał palcem wskazującym po moim ramieniu,
powodując dreszcz. - Czy to wszystko oznacza, że jesteśmy parą?
- Chyba czas zacząć nazywać rzeczy po imieniu- uśmiechnąłem się. Parą.
Nagle poczułem jakbym unosił się nad ziemią. Na prawdę prowadziłem z nim tą
rozmowę. Na prawdę kilka godzin temu go całowałem. Na prawdę odwzajemniał
moje uczucia.
Potrząsnął gwałtownie głową muskając moją twarz swoimi kasztanowymi lokami.
- Źle to robimy. Nie sądzisz że powinniśmy chociaż pójść na randkę?
Przechyliłem głowę zaciekawiony, pozwalają sobie przy okazji wdychać jego słodki
zapach przyprawiający mnie o lekkie przyśpieszenie bicia serca i obserwować jego
zamyśloną twarz.- Mów dalej...
- No więc, chciałbym cię oficjalnie zaprosić na randkę- wyszczerzył się do mnie,
lekko zarumieniony.
- Tak jak w filmach? Zabierzesz mnie na strzelnicę i wygrasz dla mnie ogromnego
pluszaka?
Złapałem jego spojrzenie i oboje się roześmialiśmy. Harry odrzcił głowę do tyłu
odsłaniając  bladą szyję, śmiał się bezgłośnie zaciągając tylko ze świstem
powietrze. Przyjrzałem się zaintrygowany dość mocno widocznym malinką których
byłem twórcą i zrobiło mi się gorąco. Chciałem znów poczuć jego usta na swoich,
ale opanowałem się, co nie było łatwe kiedy leżał przyciśnięty do mnie a jego ciało
lekko drgało kiedy się śmiał.
- Zacznijmy od normalnego wyjścia na kawę- parsknął.
- Z przyjemnością- uśmiechnąłem się do niego.
- To co, idziemy?
Plasnąłem się z otwartej dłoni w czoło.
- Mama przywiezie Lottie za trzy godziny.
- Trzy godziny to masa czasu.
-Pojedziesz ze mną ją odebrać?
- Odebrać? Nie przywiezie jej samochodem?- prawie wymruczał to zdanie prosto
do mojego ucha.
- N-nie- wykrztusiłem, serce waliło mi jak oszalałe.
Złożył mokry pocałunek na moim policzku i wydostał się ze szczeliny pomiędzy
poduszkami kanapy a mną.
- WYCHODZIMY!- Krzyknął tak, żeby usłyszeli go na górze. Coś łupnęło w sufit i
Harry najwyraźniej uznał to za odpowiedź. Założyłem cienką bluzę śledząc ruchy
Harrego. Sposób w jaki się poruszał był jednocześnie niedbały i taki... seksowny.
Przysunąłem się do niego i oplotłem od tyłu ramionami w pasie.
- Hm?- odwrócił głowę w moją stronę.
- Przystojny ciebie facet, wiesz?
Zachichotał.
- Czy to jest flirt przed pierwszą randką? Szybki jesteś, Tomlinson.
Ułożyłem dłoń na jego szyi z zamiarem przyciągnięcia go do siebie, ale wyplątał się
z moich rąk i otworzył drzwi ze złośliwym uśmieszkiem.
Sfabrykowałem oburzenie.
- Chodź tu.
Parsknął śmiechem i uroczo,jak dziecko pokręcił głową.
Wydąłem usta chcąc wyglądać na obrażonego i sztywnym krokiem poszedłem do
samochodu. Harry otworzył drzwi od strony pasażera i nachylając się żeby usiąść
posłał mi rozbrajający uśmiech. Poczułem się jakbym się roztapiał i zewsząd
napłynęło do mnie uczucie bezgranicznego oddania i szczęścia.
Cieszyłem się że on po prostu jest.

                                                                                            ***
- Więc mówiłeś, że zostaniesz nianią na kilka dni?- poruszał brwiami i zajął miejsce
przy małym stoliku znajdującym się w ustronnym miejscu.
- Zostaniemy.
Oboje od rana mieliśmy bardzo... hm, lekko mówiąc dobry humor. Bez przerwy do
siebie uśmiechaliśmy i rzucaliśmy uszczypliwe uwagi, chichotaliśmy.
- Lottie mnie lubi- wzruszył ramionami z dumnym uśmiechem.
- Mała poprawka. Ona cię uwielbia.
Tak jakby dało się odczuwać co do niego jakieś inne uczucia. W tym przypadku
moja siostra  była co najmniej fanką Harrego.
Do stolika podeszła niska blondynka z notesem i długopisem ręku. W pasie miała
przewiązany fartuszek z logo kawiarni Nordic Bakery.
Obdarzyła nas ciepłym uśmiechem, zostawiła kartę i oddaliła się pośpiesznie jakby
ktoś ją zawołał.
- Jest jakiś konkretny powód dla którego tu jesteśmy?
Odkaszlnął i wlepił we mnie swoje bystre, troskliwe spojrzenie.
- Po prostu chciałem spędzić z tobą trochę czasu sam.
Na jego policzki wstąpiły ledwo widoczne, urocze różowe plamy.
- Więc skoro już spędzamy ten czas, to może porozmawialibyśmy o tym co cię
gryzie, hm?
Odetchnął i spuścił wzrok na kartę zataczając na niej kółka palcem wskazującym.
Mogłem się tylko domyślać jak się czuje, to musiało być na prawdę okropne.
Gdyby wykryto raka u którejkolwiek z moich sióstr... Wzdrygnąłem się. Znałem
Gemmę, lubiliśmy się i widziałem jak zżyta jest z Harrym a on z nią.
Drażnili się nawzajem, przedrzeźniali i wszystkie te rzeczy i to chyba jeszcze bardziej
wzmacniało ich więź. Skoro w chwili kiedy chłopak powiedział co zdiagnozowano
u jego siostry nie mogłem uwierzyć, to nie wyobrażałem sobie co on poczuł w
momencie kiedy on sam się dowiedział.
Na moje serce nagle jakby spadło coś ciężkiego. Chciałem w jakikolwiek sposób
móc pomóc Harremu uporać się z tym.
Nakryłem jego dłoń błądzącą po stoliku swoją i ścisnąłem ją znacząco. Po jego
ramieniu przeszedł dreszcz.
- Nie chcę na ciebie naciskać Haz, jeśli nie jesteś gotowy żeby o tym rozmawiać.
Po prostu  widzę że to cię męczy.
Uśmiechnął się blado, jego dłoń drgnęła niespokojnie pod moją a jego oczy
momentalnie się zaszkliły.
Wolna ręka nerwowo powędrowała do kieszeni spodni a jego zbolały wzrok znów
skierował się na mnie.
Potrząsnął głową i rękę z kieszeni położył sobie na kolanie.
- Będzie z nią w porządku.
- Harry...
- Ja wiem, Lou. Wiem że tak nie jest. I ciągle okłamuję samego siebie, nie akceptuję
faktu że ją stracę. Wiem też że to mnie zgubi, bo nie będę na to gotowy kiedy...
Skinąłem głową ze zrozumieniem.
- Ale w tej chwili lepiej mi okłamywać samego siebie niż się z tym pogodzić.
Nie sądzę, żebym teraz potrafił się na to zdobyć. A gdyby nie ten idiota, to
prawdopodobnie byłoby już za późno nawet na operację. Nie jestem i nie powinienem
być mu wdzięczny, mimo wszystko.  To się nie powinno zdarzyć.
Zamrugał gwałtownie zapobiegając wydostaniu się wilgoci jaką miał w oczach.
Nagle gwałtownie zabrał rękę spod mojej i schował ją pod stół.
Spojrzałem na niego zdezorientowany i podążyłem za jego spokojnym już
spojrzeniem.
Jak się okazało obok stała ta sama kelnerka co wcześniej z zamiarem poznania
naszego zamówienia. Wzięliśmy cynamonowe rogaliki które w tej kawiarni były
bardzo popularne i po kawie.
Zostawiliśmy ten temat, nie chciałem naciskać na Harrego, zwłaszcza po zobaczeniu
że niezbytnio sobie z tym radzi, a zapewne nie chciał się rozkleić w miejscu
publicznym. Moje myśli co jakiś czas zbaczały w kierunku tego momentu kiedy puścił
moją rękę bo przyszła kelnerka.
Właśnie to uświadomiło mi że nie będzie nam łatwo, że większość ludzi nie
zaakceptowałaby  tego co dzieje się między nami. To było przykre.
Po wyjściu z Nordic Bakery spacerowaliśmy przez jakiś czas po uliczkach Londynu,
po czym zawróciliśmy do samochodu i pojechaliśmy odebrać Lottie.
- Harry!- podbiegła do niego od razu po wyjściu z pociągu i przytuliła go jakby
zamierzała odciąć mu dopływ tlenu. Tak, a to ja podobno jestem jej bratem.
Parsknąłem śmiechem i poczochrałem jej włosy.
- Cześć, siostrzyczko.
Przeniosła się z uściskiem do mnie.
- Mama świruje- wywróciła oczami.
Okazało się że to nie było takie znów dalekie od prawdy, bo kiedy mama wyściskała
całą naszą trójkę, zerkając co chwila na zegarek stwierdziła że za dwadzieścia minut
zabierze się z przyjaciółką będąca tu przy okazji chrzcin czy czegoś  z powrotem do
Doncaster.
- Nie pojedziesz do nas nawet na chwilę?- Skrzywiłem się kpiąco.
- A jak dostaną gorączki?
Harry wywrócił oczami w przeuroczy sposób i wrócił do konwersacji z Lottie o tym
co planujemy na wieczór.
- Kochanie, nie rób bratu problemów- uściskała nas ponownie.
- Mamoooo....
- Jak dziewczynki wyzdrowieją widzę cię w domu- uśmiechnęła się do mnie mama.
- Jasne.
Kiedy wracaliśmy do samochodu Lottie nadal zagadywała uśmiechniętego Harrego.
- Zaplanowaliśmy wypad do kina- ogłosił szczerząc się od ucha do ucha.
Zastanawiało mnie czy na prawdę w tej chwili jest taki zadowolony, zważywszy na
nastrój w jaki wpadł podczas rozmowy o Gemm.
- Wiecie co grają?
- Uhm, załapiemy się na wieczorny seans Królewny Śnieżki i Łowcy- Lottie zdublowała
uśmiech Harrego.
To znaczy, jej uśmiech był słodki, ale uśmiech Harrego był... Był uśmiechem Harrego.
- Z Kristen Steward?- rzuciłem.
- Yeah- mruknął Haz wsiadając do samochodu.- Trzeba ogłosić to reszcie.
Moja siostra cala w skowronkach klasnęła w dłonie.
Kiedy już dojechaliśmy do domu, Lottie przywitała się z Zaynem, Liamem i Niallem
powiedzieliśmy im o naszych planach. Niall jak zawsze był rozentuzjazmowany,
więc po jakimś czasie udzieliło się to nam wszystkim.
Harry zaczął własnowolnie oglądać jakieś kreskówki z Niallem i Lottie, a my nie
wiedzieliśmy czy mamy z nich kpić czy uważać że to wygląda słodko.
Nadal miałem przemożną chęć po prostu podejść do niego, usiąść mu na kolanach i
zatopić moje usta w jego. Na wizję tego zdarzenia serce zabiło mi dwa razy szybciej niż
normalnie a po ciele rozlało się gorąco. Reszta popołudnia minęła spokojnie, wręcz
monotonnie. Jedyne czego żałowałem to to, że Lottie nie odstępowała
Loczka na krok, i musiałem panować nad sobą przez cały czas żeby nie zaciągnąć go
gdzieś w kąt i robić z nim jakieś nieprzyzwoite rzeczy.
Wieczorem, dziesięć minut przed ósmą byliśmy już w zatłoczonej sali kinowej czekając
na swoich miejscach na Liama i Nialla którzy poszli po popcorn.
Haz zacięcie dyskutował z moją siostrą na temat "Zmierzchu". Lottie była po stronie
 Edwarda, a Harry Jacoba.
- Możecie się uciszyć?- zapytał rozbawiony Zayn przechylając się na fotelu żeby zrobić
miejsce przechodzącemu Niallowi.
- Dobra- zachichotała moja siostra i szepnęła coś na ucho Loczkowi.
Sposób w jaki się śmiał był dla mnie na tyle absorbujący ze przegapiłem rozpoczęcie
filmu i Niall dźgnął mnie między żebra.
- Ekran jest tam- zaśmiał się.
Zarumieniłem się i przez pierwsze pół godziny nie spojrzałem w kierunku Harrego, do
czasu kiedy poczułem jego dłoń gładzącą moje udo. Drgnąłem i posłałem mu zdziwione
spojrzenie. Wzruszył ramionami i nie przerwał czynności.
Boże, jeszcze chwila i się na niego rzucę. Poczułem nagły wzrost ciśnienia w
bokserkach, dziękując Bogu że światła są pogaszone.
Widziałem rumieńce na jego policzkach i dziwny sposób w jaki drgała mu dolna
warga, w żaden sposób nie pomagało mi to w opanowaniu tego co działo się w moich
spodniach.
- Idę do łazienki- mruknął nagle zatrzymując dłoń niebezpiecznie blisko wzniesienia w
moich spodniach i zabrał ją.
W chwili kiedy kierował się już ku drzwiom odezwałem się.
- W sumie to ja też pójdę.
- Jak dziewczyny- zakpił Zayn nie odrywając wzroku od ekranu.
Dogoniłem Harrego przy wejściu do męskiej toalety. Odwrócił się w moją stronę i
szybkim ruchem pchnął mnie na ścianę przyciskając mnie do niej rękoma i zachłannie
wpił się w moje usta. Z cichym jękiem oddałem pocałunek przyciągając go bliżej za
szyję. Wtargnął językiem do moich ust i zaczął badać nim moje podniebienie, po
chwili pozwalając mi odwdzięczyć się tym samym. Nie przerywając pocałunku
wepchnął  mnie do łazienki i dopiero wtedy z charakterystycznym
cmoknięciem oderwał się ode mnie i sprawdził czy nikogo poza nami tu nie ma.
Tym razem to ja wręcz wrzuciłem nas do jednej z kabin i przyssałem się do jego
warg, otumaniony ich słodkością i zapachem ich właściciela.
Wepchnąłem ręce w tylne kieszenie jego spodni, uśmiechając się przez pocałunek kiedy
drgnął na ten gest. Jego ręce powędrowały do moich pośladków i ścisnęły je delikatnie.
To wręcz pozbawiło mnie panowania nad własnymi odruchami. Ująłem jego twarz w
obie dłonie i zacząłem składać na jego ustach tak gwałtowne pocałunki jak tylko się da.
Chciałem go mieć jak najbliżej, i kiedy tak się stało poczułem twarde wybrzuszenie w
jego spodniach. Przez chwilę kiedy majstrowałem przy jego rozporku pozwoliłem sobie
po prostu na bycie całowanym.
Kiedy rozpiąłem guzik jego spodni i osunęły się na wysokość jego kolan spotkałem
się z jękiem zaskoczenia.
- Mogę?
Wydał z siebie zdławiony jęk i skinął głową całując mnie czule.
Kiedy musnąłem dłonią przez materiał bokserek jego penisa jęknął przeciągle w moje
usta a po jego ciele przetoczył się dreszcz. Osunąłem opinający jego biodra materiał
tak,  żeby dołączyły do spodni. Chwyciłem jego przyrodzenie w dłoń i zacząłem
regularnie poruszać ręką, Harry zaczął pojękiwać zakrywając sobie usta ręką, a jego
kolana drżały.
Zacząłem obcałowywać jego szyję i kąciki ust.
- Mmm... Louis...
Zniżyłem się do poziomu jego krocza, i kiedy miałem jego członka praktycznie przed
twarzą wziąłem go do ust. Loczek wydał z siebie stłumiony krzyk i osunął
się  kilkanaście centymetrów po ściance jakby stracił władzę w nogach.
Niezbyt docierało do mnie co się dzieję, to wszystko było jak sprowokowany wybuch
namiętności. Zacząłem wykonywać coraz szybsze ruchy, wiedząc że jest mu dobrze
nawet nie niepokoiło mnie to że ktoś może nas usłyszeć.
Zacisnął mi ostrzegawczo dłonie na ramionach i gwałtownie zadrżał kilkakrotnie.
Wiedząc że zaraz dojdzie przyśpieszyłem jeszcze bardziej, chwilę później słodkawa
lepka ciecz zalała moje usta, a chłopak osunął się jeszcze niżej sapiąc donośnie.
Podniosłem się i spojrzałem w jego zamglone zielone tęczówki.
Jego oddech był nieregularny i rozedrgany jakby zabrakło mu powietrza.
Wycisnął a moich ustach krótki, bardzo słodki pocałunek i wziął kilka głębokich
oddechów po czym pchnął mnie na przeciwległą ścianę.

                                                                ***
Kiedy wyszliśmy z łazienki Harry nadal był uroczo zaczerwieniony i oddychał
niespokojnie. Musnął moją dłoń swoją, a ja machinalnie splotłem na chwilę nasze
palce.
- Kocham cię, Louis-  podniósł moją dłoń i ucałował jej kostki sprawiając że w
moim brzuchu roztopiły się wnętrzności.
- Też cię kocham- odszepnąłem wchodząc do sali kinowej. Kilka głów odwróciło
się na moment w naszą stronę.
Wlepiłem wzrok w swoje stopy żeby nikogo nie nadepnąć i zaczęliśmy przeciskać
się do naszego towarzystwa.
- Długo wam zajęło to pudrowanie nosów- zauważył uszczypliwie Irlandczyk.
Harry wypiął mu język, ale zauważyłem czerwoną plamę rozlewającą się po jego
karku.
Czy my na prawdę właśnie robiliśmy to w publicznej toalecie? W kinie? z Harrym?
To brzmiało fantastycznie niedorzecznie, ale jak najbardziej było prawdą.
Curly opadł na swój fotel i wrzucił sobie do ust kilka ziaren popcornu chrupiąc
cicho.
Na jego twarzy malowało się niedowierzanie przemieszane z satysfakcją.
Prawdopodobnie wyglądałem teraz podobnie.
Uśmiechnął się tak, że poczułem jakby nagle zaświeciło słońce. Odwzajemniłem ten
gest i dyskretnie wcisnąłem dłoń między jego udo a oparcie i złapałem go za rękę.
- Przegapiliście ważny moment dla głupiego wyjścia do łazienki- zironizowała Lottie.
Haz zachichotał, wyraźnie zadowolony.
____________________________________________________
Całkiem długo, i zgaduję że całkiem znośnie. Tylko zgaduję.
Dziękuję za motywujące komentarze i... no, jesteście świetni. ♥

piątek, 18 maja 2012

#5. Give you nothing but truth.

Deszcz chłostał mnie po twarzy a zimne krople wody odbijały się od śliskiej powierzchni
mojej bluzy. Szybkim krokiem zmieniłem kierunek marszu i wszedłem na główną aleję
w parku. Jeśli tu go nie ma, to nie mam pojęcia gdzie się podziewa.
Tak cholernie mi na nim zależało, a znów spieprzyłem. Kiedy starałem się odnaleźć
główną przyczynę jego zachowania nie potrafiłem nawet wybrać spośród tylu opcji.
Styles, ty idioto.
Bałem się okazywać mu uczucia odkąd zorientowałem się że coś do niego czuję. Nie
chciałem być taki. Chciałem być "normalnym" chłopakiem którego pociągają dziewczyny.
Na wspomnienie tego, jak Lou chciał pocałować mnie jeszcze dzisiaj  zacząłem drżeć.
Nie potrafiłem nawet wyjaśnić słowami jak bardzo chciałem pozwoilć mu na to zamiast
go odtrącać. Styles, ty pierdolony tchórzu. Jeśli coś mu się stanie, cokolwiek, to będzie
TWOJA wina.
Nie mam pojęcia dlaczego zgodziłem się na ten "incydent" z Zaynem i to na oczach
Louisa. Może dlatego że nie widziałem w tym żadnego zobowiązania, tylko zabawę.
Nikt by mnie po tym nie osądzał i nie podejrzewał o moją inność.
Dopiero teraz zrozumiałem jak bardzo mogło to zranić chłopaka, jeśli na prawdę był
we mnie zakochany.
A ja nigdy nie powiedziałem mu co czuję i zawsze odtrącałem go. A teraz to.
Mój wzrok padł na szczupłą, zgarbioną sylwetkę w czerwonej bluzie siedzącą na ławce.
Przyśpieszyłem kroku, ostatnie kilka metrów prawie przebiegłem.
Usiadłem obok niego i chciałem objąć go ramieniem, ale drgnął i odrzucił moją rękę.
- Daj mi spokój, Harry. Nie na ciebie jestem zły- powiedział sucho. Nie widziałem jego
twarzy, ale po brodzie ciekły mu krople wody. A może łzy.
- Lou, chodź do domu- powiedziałem błagalnym tonem.
- Odejdź. Wyszedłem, myślałem że to  jasne że chcę pobyć sam- głos mu zadrżał.
- Chodź do domu, proszę cię. Chcesz wylądować w szpitalu? Nie bądź głupi.
Całym sobą chciałem go przytulić, pocieszyć, ale stare przyzwyczajenia, no i
oczywiście to co zrobiłem nie pozwalały mi na to. Czułem się jakbym miał coś wielkiego
głęboko w gardle, ciężko było mi wykrztusić choćby słowo.
- Widocznie jestem głupi. Może chcę taki być. Odejdź Harry, zostaw mnie samego-
burknął i pociągnął nosem.
- Dobrze. - Uniosłem ręce w geście obrony. - Tylko wróć do domu, nie zobaczysz mnie
dziś na oczy jeśli nie będziesz chciał.
Odchrząknął, ale się nie odezwał. Jego ramiona drżały z zimna, znacznie bardziej niż moje.
Uniosłem jego podbródek zmuszając do spojrzenia w moje oczy.
- Proszę- powtórzyłem cicho.
Patrząc w te szaro- niebieskie oczy przyjemne z zarazem krępujące ciepło rozlewało się
po moim ciele. Mógłbym spoglądać w nie całymi dniami.
Jego oczy złagodniały i teraz widziałem w nich wyłącznie to, że go skrzywdziłem.
Nie, Harry. Pociesz go, wyjaśnijcie to i tyle. Nic więcej.
Ale moje ręce same powędrowały do niego, objęły go i zagarnęły bliżej opiekuńczym
gestem.
Wtulił się we mnie mocno zaciskając drżące ręce na rękawie mojej kurtki.
Objąłem go mocniej i pogładziłem po namokłym czerwonym kapturze który miał
naciągnięty na głowę.
Po krótkiej chwili, kiedy zaczął drżeć jeszcze mocniej ale jego oddech się uspokoił
podciągnąłem go na nogi i skierowałem stanowczym ruchem w kierunku domu cały
czas trzymając pod rękę.
Przemoczeni i zmarznięci weszliśmy do domu. Zdjąłem mu w milczeniu bluzę,
poprawiłem mokrą grzywkę zatrzymując dłoń przy jego twarzy dłużej niż by należało
 i popchnąłem lekko w kierunku łazienki.
Zniknął za drzwiami a ja stałem na wycieraczce targany przeróżnymi uczuciami.
Pragnąłem jego bliskości, chciałem żeby był szczęśliwy, żeby nigdy nie cierpiał.
Uważałem też że był
piękny. Tak, Louis Tomlinson był dla mnie niesamowicie piękny. Miał piękne oczy,
 uroczy uśmiech, pełne usta... I był wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju.
Potrząsnąłem głową i poszedłem do łazienki na piętrze. Zrzuciłem mokre ubrania i z
ręcznikiem przewiązanym w pasie skierowałem się do mojego pokoju po suche ciuchy.
Kiedy to zrobiłem byłem prawie pewien że Louis jeszcze nie wyszedł z łazienki, więc
poszedłem do kuchni i zrobiłem dwie gorące czekolady.
Zaniosłem do salonu i postawiłem na stole.
Po chwili usłyszałem jak chłopak wychodzi z łazienki i  zamyka drzwi.
Pojawił się u wejścia do salonu całkiem suchy i w nowych ubraniach.
Przyjrzał mi się w taki sposób, że byłem niemal pewny że wyjdzie i zamknie się w
swoim pokoju, ale zajął miejsce obok mnie kiedy zaprosiłem go skinieniem głowy.
Położyłem mu dłoń na kolanie aby w jakiś sposób nadać mu otuchy.
- Przepraszam. Jestem samolubnym kretynem.
Położył dłoń ma mojej i ścisnął ją lekko spodziewając się zapewne odtrącenia.
Otworzył usta żeby coś powiedzieć ale go uprzedziłem.
- Nie tylko za to, za wszystko. Za to jaki byłem wobec ciebie. To żałosne, ale się
boję,Lou.
- Nigdy nie powiedziałeś mi że tak jest. - Ścisnął mocniej moją dłoń i spojrzał głęboko
w oczy. Teraz czułem, jakby nic się nie liczyło. Byłem tutaj, z nim. Wszystko inne może
zaczekać. Zamiast wstać i odejść, odwrócić wzrok, zmienić temat... Przyciągnąłem jego
podbródek do swojego i musnąłem lekko jego chłodne wargi.
Subtelnie pogłębiłem pocałunek kładąc mu dłoń na policzku i przyciągając go bardziej do
siebie. Po chwili wahania lub szoku oddał pocałunek który stawał się coraz głębszy i
bardziej zachłanny.
Moje dłonie powędrowały pod jego koszulkę i zaczęły błądzić po ciepłych od wody z
prysznica plecach.
Zatopił palce w moich włosach i cicho jęknął.
Złapałem go w biodrach i nakierowałem na moje kolana. Usiadł na nich okrakiem i
nachylił się aby obsypać moją szyję pocałunkami. Po chwili zaczął ją przygrywać i
ssać, robiąc malinki.
Sprawy nabierały wiadomy obrót, ale nie mogłem nad sobą zapanować, czułem się
jakbym wynurzył się z wody a on był powietrzem.
Byłem jak otumaniony jego bliskością i wszystko co mogłem robić to badać całe
jego ciało dłońmi i po cichu wymawiać jego imię.
Odciągnąłem go od swojej szyi i przyssałem do jego ust. Przejechałem po jego dolnej
wardze końcem języka a on otworzył lekko usta i odwdzięczył mi się tym samym.
Nasze języki były splątane niczym w tańcu. Dyszałem ciężko nie mogąc złapać powietrza,
a kiedy uznałem że z Louisem dzieje się do samo odsunąłem się niechętnie.
Mruknął coś po cichu i wpił się w moje usta na krótką chwilę całkowicie odbierając mi
oddech.
-  Kocham cię- sapnąłem patrząc mu w rozochocone oczy. Lśniły w nich radosne iskierki.

*Louis

- Kocham cię- powiedział łapiąc oddech.
Nie mogłem uwierzyć w to co działo się w ostatnich chwilach. Jeszcze wczoraj
byłbym gotów powiedzieć że Harry Styles trzyma  mnie na dystans bo zrozumiał że się
w nim zadurzyłem i nie chce  mieć z tym nic wspólnego. A teraz mówi, że mnie kocha.
Poczułem jak zalewa mnie fala gorąca i radości.
Nie mogłem oderwać od niego oczu. Był idealny. Kasztanowe loki, cudownie zielone
oczy, różowe usta których przed chwilą dane mi było posmakować.
Boże, jak ja go kocham. Czegokolwiek by nie zrobił, nie mógłbym przestać go kochać,
nawet gdybym bardzo tego chciał. Zranił mnie tym jednym głupim zajściem, i byłem
cały roztrzęsiony, dlatego wyszedłem.
Nie planowałem nawet wracać na noc... Ale kiedy przyszedł po mnie, wszystko było
przesądzone. Wiedziałem, że wrócę z nim do domu i będę przepraszał go, choć
wiedziałem że to on powinien to robić.
- A ja ciebie- stwierdziłem i znów go pocałowałem. Tym razem
bardzo szybko przerodziło się to we wręcz agresywny pocałunek. Ściągnął mi koszulkę
i zaczął całować po torsie powoli schodząc w dół.
Mój kolega obudził się do życia, ale dzięki bogu nie było tego widać przez spodnie.
Harry zatrzymał się na linii moich spodni i zastygł bez ruchu. Wiedziałem co to oznacza
i wcale nie miałem mu tego za złe.
- Harry, spojrzysz na mnie?- zapytałem łagodnie.
Spełnił moją prośbę i mocno zmieszany przyglądał mi się co chwila uciekając wzrokiem.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i położyłem dłoń na jego policzku.
- Chłopaki mogą wrócić w każdej chwili- rzuciłem mu te słowa niczym koło ratunkowe.
Skinął głową z wyraźną wdzięcznością nadal porządnie zawstydzony. Zagarnął moją
koszulkę z podłogi i podał mi ją mrucząc coś niezrozumiale pod nosem.
Naciągnąłem ją na siebie i przybrałem normalną pozycję siedzącą obok Harrego.
Nadal miałem ochotę znów go pocałować ale objąłem go tylko ramieniem a on położył
głowę na mojej piersi. Zarumienił się i przymknął oczy.
- Wybacz.
Pocałowałem go we włosy.
- Nie masz za co przepraszać. Co za dużo, to niezdrowo- stwierdziłem, w środku
jednak żałując, bo czułem że na dziś to już koniec tego typu przyjemności. Kto wie,
może na jutro też. - Poza tym jeszcze kilka godzin wcześniej
nie spodziewałem się nawet najmniejszego gestu z twojej strony.
Ścisnął moją dłoń która zwisała z jego ramienia i splótł nasze palce.
- Co dalej?
Z bólem serca wymusiłem z siebie to zdanie czując jakbym wypluwał kanciaty,
porośnięty kolcami przedmiot.
- Jeśli zmienisz zdanie, zrozumiem. To nie jest łatwe.
- Louis- mruknął zdziwiony i spojrzał na mnie z szeroko otwartymi oczami. -
Powiedziałem ci. Kocham cię.
Po prostu ciężko mi zaakceptować że...- Ścisnął moją dłoń i pogładził jej wierzch
kciukiem.
- Że lubisz chłopców?
Nie odpowiedział tylko wtulił się we mnie mocniej oplatając rękoma w pasie.
Nachyliłem się do niego i złożyłem subtelny pocałunek na jego ustach. Z niechęcią
oderwałem  się od nich.
Chwilę później już spał i na jego twarzy gościł wyłącznie spokój. Wyglądał jak
aniołek.
Jak na jednego drobnego człowieka ostatnimi czasy miał o wiele zbyt wiele stresu.
Nie mam pojęcia ile czasu przyglądałem mu się zanim ostrożnie zaniosłem go do
jego sypialni. Sądziłem że będzie cięższy, ale się myliłem.
Pogłaskałem go po policzku na co uśmiechnął się sennie, i otworzył lekko oczy.
- Zostaniesz ze mną?
Oparłem się ogromnej pokusie i pokręciłem przecząco głową.
- Pewnie już wracają.- Podrapałem się po głowie.
Gdyby się nad tym zastanowić to nie raz spaliśmy razem i reszta nie widziała w tym
nic dziwnego, ale kiedy Harry zaczął mnie od siebie odsuwać nie było o tym mowy,
więc wymagaliby wyjaśnień, a ja nie chcę
przysparzać mu zmartwień. Ma ich wystarczająco i  wiele z nich jest związane z moją
osobą.
- Uch. - Przekręcił się na bok, a jego loki rozsypały się na poduszce.
Stałem tak chwilę żeby upewnić się że znów zasnął i wyszedłem w pokoju.

* Około ósmej rano, następnego dnia.
*  Harry.

Obudziłem się wcześnie jak na mnie i pierwsze co przyszło mi do głowy to to, co
wydarzyło się wczoraj między mną a Louisem. Byłem... zakłopotany? Czułem się
zarazem cudownie i okropnie. Odrzuciłem szybko oba te uczucia i poszedłem do
łazienki ze świadomością że jestem jedyną osobą na nogach tak wcześnie.
Oparłem się o umywalkę z zamiarem pozbierania myśli po raz kolejny.
Jest dla mnie ważny. Kocham go, to pewne. Minęła tylko noc kiedy go nie widziałem,
a ja już za nim tęskniłem. Zależy mi na nim. C h c ę z nim być, uszczęśliwiać go,
przytulać...
To on jest najważniejszy. Taki jestem i powinienem dziękować losowi za to że go
spotkałem i że pokochał mnie, mało tego, pomógł mi zrozumieć że również go
kocham. Jako druga w kolejności zwaliła się na mnie lawina znana pod nazwą
"Gemma". Jak się czuje? Jak sobie radzą?
Och, daj spokój, dopiero wczoraj wróciłeś.
Uchyliłem lekko drzwi od jego pokoju i wsunąłem się do środka. Znów zamierzałem
przyglądać się jak śpi.
Uśmiechnąłem się przypominając sobie pierwszą tego typu sytuację.
Ostrożnie zająłem miejsce na brzegu łóżka po drugiej stronie i skierowałem na niego
wzrok.
- Nieładnie.
Podskoczyłem na dźwięk jego głosu. Uniósł kąciki ust ku górze nie otwierając oczu.
Byłem pewien, że śpi.
- Co?- zapytałem głupio.
- Oglądać kogoś kiedy śpi.
- Nie spałeś- obroniłem się z uśmiechem.
- Ale ty o tym nie wiedziałeś- spojrzał na mnie spod zaspanych powiek. - A ty?
Dlaczego nie śpisz?
Wzruszyłem ramionami i położyłem się obok niego. Podniósł się na łokciach i
spojrzał na mnie z góry z zamyślonym wyrazem twarzy.
- Może to nie jest najlepszy moment, ale... Jeśli chcesz z kimś porozmawiać, to
zawsze możesz mi powiedzieć. O czymkolwiek. Wiem, że nie rozmawiałeś jeszcze z
nikim o  twojej siostrze bo to dla ciebie trudne, ale czasem lepiej się po prostu wygadać.
- Wiem. I wiem też że chciałbyś wiedzieć jak sprawy się mają. Porozmawiamy o tym
później, dobrze? Nie chcę... psuć sobie humoru z samego rana.- Skinął głową ze
zrozumieniem.
Obrzuciłem wzrokiem jego uśmiechniętą twarz. Przyglądał mi się z.. zaciekawieniem?
Spojrzałem na niego pytająco i usiadłem po turecku żeby być na tym samym poziomie
co on.
- Masz malinki na szyi. - Oświadczył i dotknął palcem wskazującym kilka miejsc
właśnie  w tym miejscu.
Poczułem, że się czerwienię kiedy ułożył całą dłoń na  mojej szyi i zaczął delikatnie
głaskać mnie po niej.
Przymknąłem oczy starając się przywrócić sobie normalne bicie serca.
Niecierpliwie przyciągnąłem jego twarz do swojej i złożyłem na jego ustach zachłanny
pocałunek. Odwzajemnił go od razu, przygryzając i pociągając moją wargę ku dołowi.
Fale ciepła przyjemnie łaskotały mnie w brzuchu.
Zatopiłem dłonie w jego rozczochranej czuprynie uśmiechając się przez pocałunek.
Oderwał się ode mnie, wstał i wyciągnął do mnie rękę.
Spojrzałem na niego zdezorientowany i pozwoliłem mojej dłoni dotknąć jego.
Pociągnął mnie po cichu na dół, do kuchni.
Szeroko uśmiechnięty oparłem się o blat i zawiesiłem na nim wzrok.
Dziwnie czułem się z myślą że wczoraj po praz pierwszy całowałem się z
chłopakiem. Z Louisem. To było tak... niezręczne, a zarazem cholernie
satysfakcjonujące.
- Na co masz ochotę?- zapytał wesoło kręcąc się po kuchni.
- Tosty- mruknąłem zadowolony i skierowałem się do lodówki po potrzebne artykuły
spożywcze i postawiłem je na blacie. Louis szybkim ruchem przygotował gotowe do
upieczenia jedzenie.
Po kilku chwilach rozmowy o wszystkim i o niczym stałem już z talerzem parujących
grzanek i kubkiem ciepłej herbaty w ręku, tak samo jak mój towarzysz.
Rozsiedliśmy się w salonie nadal pogrążeni w rozmowie, a po chwili zamilknęliśmy
żeby zapełnić żołądki.
- Będziesz mi częściej organizował takie pobudki?- Pociągnął łyk z kubka.
Zaśmiałem się i wzruszyłem ramionami.
Spojrzał na mnie w tak przenikliwy sposób, że prawie przeszły mnie ciarki.
Uśmiechnąłem  się pod nosem lekko zawstydzony i zwinąłem ze stolika obok pilot od
telewizora, odstawiając od razu na wpół pusty kubek z herbatą.
- Ponudzimy się przy jakimś głupkowatym filmie?- zapytałem.
- Jasne- otoczył mnie ramieniem i poczochrał włosy wolną ręką. Szturchnąłem go
łokciem między żebra odpłacając się pięknym za nadobne.
Syknął cicho i  zaśmiał się melodyjnie.
Rozluźniłem się w jego ramionach i pozwoliłem sobie na naprawdę miły, zwyczajny
poranek. Tego dnia nie mogłem czuć się inaczej, kiedy zewsząd napływała jakaś
dziwna pozytywna energia wydobywająca się z Louisa.
Czułem się do prostu dobrze.
_______________________________________________________
Tradycyjnie dziękuję za wejścia, komentarze, obserwowanie... : )
+ Zupełny brak pomysłów zdatnych do zrealizowania tu dalej, ale jestem dobrej
myśli. Gdybym jeszcze miała więcej czasu.. ekhem.. fajnie by było.
I hej, jak już tu jesteś, skomentuj.
Do za tydzień. ♥

niedziela, 13 maja 2012

#4. 'Cause lately I've been craving more

Kilkanaście minut później, wyraźnie czując że mama potrzebuje chwili w samotności
wyszedłem z budynku i skierowałem się do najbliższego sklepu. Kupiłem paczkę
papierosów i wróciłem pod szpital z powrotem, przez cały czas zastanawiając się czy
warto ryzykować wpadnięcie w nałóg dla jednego odstresowania się, ale jak widać
byłem aż nadto zestresowany, bo odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się siadając na
schodach. W pierwszej chwili dym papierosowy podrażnił moje płuca, ale za drugim
 razem było o niebo lepiej. Odkaszlnąłem nie zwracając na siebie niczyjej uwagi, bo
była trzecia w nocy i nikogo nie było na zewnątrz,okazjonalnie ktoś tylko przechodził
 po drugiej stronie ulicy za parkingiem.
Zaciągałem się głęboko raz po raz rozchylając usta żeby wypuścić dym.
Nikotyna przyniosła lekkie ukojenie, skupiałem się na tym co robiłem, a nie myśleniem.
Teoretycznie nie powinienem palić na terenie placówki. Teoretycznie.
Wyciągnąłem z paczki drugiego. Przez myśl przemknęło mi, że Louisowi by się to nie
spodobało. Ale go tu nie ma, i nie jest moją matką. Nigdy nie powinienem dopuścić do
tego żebyśmy zżyli się do tego stopnia żebym szukał jego oceny przy robieniu nawet
takich rzeczy.
Czułem jakby mój mózg podzielił się na dwie części. Jedna mówiła mi, że żałuje
że nie ma go tu ze mną, że nie mogę się mu zwyczajnie wypłakać, znaleźć pocieszenie.
Po prostu żeby tu był i pomógł mi się z tym uporać.
Druga natomiast była wściekła z powodu istnienia tej pierwszej.
Pieprzyć to.

 *Tydzień później*

- Dobrze się czujesz?
- Harry, zamknij się- odpowiedziała Gemma z mieszanką rozbawienia i zirytowania w
głosie. - Pytasz o to co najmniej szósty raz, a jest dopiero druga.
- Przepraszam.
- Powiedz mi, jak ty się czujesz. - Podniosła się z wysiłkiem na łokciach.
Nachyliłem się odruchowo żeby wesprzeć ją w razie czego.
To śmieszne że ona, po dwóch operacjach w ciągu tygodnia martwi się o mnie.
Tak jak wtedy kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy po wypadku, miała opatrunek z boku
 głowy, żółknące już limo pod okiem. Jej twarz była zmęczona i blada, a szpitalne
światło jeszcze bardziej to uwydatniało.
Gdyby uniosła koszulę można było by dostrzec okalane  bandażem żebra i ściśnięte
opatrunkiem miejsce w którym znajdowała się wątroba. Przeszła operację trzy dni temu,
trzeba było szybko  podjąć kroki, inaczej guz mógłby się zmienić i nie nadawać do
usunięcia operacyjnie.
Poklepała mnie po dłoni.
- Komu jak komu, ale siostrze nie powiesz co cię gryzie?- Nabrała gwałtownie
powietrza. Było to skutkiem odmy płucnej do której doszło przez przebicie płuca
odłamkiem z pękniętego żebra.
Zmusiłem się do uśmiechu i przewróciłem oczami.
- Ciężki tydzień.
- O tak. Wybacz, że przeze mnie nie możesz się byczyć w Londynie, tak jak chciałeś
- cały czas się uśmiechała.
Uważałem że to niesamowite, nie tracić pogody ducha kiedy dowiedziałaś się że
najzwyczajniej w świecie umrzesz za niespełna półtora roku, w najlepszym wypadku.
Ja natomiast czułem się jakby wypompowano ze mnie pozytywną energię.
Przeżywałem jej chorobę bardziej niż ona sama, ale i tak mniej niż nasza mama.
A w dodatku tak cholernie tęskniłem za Louisem, a to mi nie pomagało.
Dzwoniłby codziennie gdybym nie powiedział mu że chcę spędzić czas z Gem i mamą.
Sam wiedziałem że to kłamstwo, bo chciałem z nim rozmawiać, ale jednocześnie
coś kazało mi zwiększyć dystans między nami, nie tylko w kilometrach.
Pokręciłem lekceważąco głową zapominając o tym co przed chwilą powiedziała.
- Zostanę tak długo, jak będę mógł.
- Nie pozwolę ci siedzieć tu i co chwila pytać czy czegoś mi nie trzeba i czy dobrze
się  czuję. A ty nie będziesz mieszkał tu przez półtora roku, przecież wiesz, że nie
możesz.
- No cóż, mógłbym...- podrapałem się w tył głowy.
Zbiła nie z tropu swoi ostatnim zdaniem. Równie dobrze mogłaby powiedzieć że nie
chce żebym tu był i czekał aż umrze. Zamrugałem gwałtownie.
- Za dwa dni wychodzę do domu. Lekarz będzie przychodził do mnie. Wszystko wraca
do normy, Haz. Nie chcę żebyście traktowali mnie inaczej ze względu na chorobę.
- Nie będę.
- Chodź tu do mnie. - Wyciągnęła do mnie ręce a ja schyliłem się do niej i schowałem
 w swoich ramionach, pamiętając o wszystkich opatrunkach i kroplówce.
Poczułem ciepłe krople spadające na moje ramię. Jej ciałem wstrząsnął pojedynczy
dreszcz.
- Wszystko w porządku.
- Staram się. Bardzo się staram, ale po prostu się boję- wzięła oddech. - Nagle
dwadzieścia miesięcy wydaje się tak cholernie krótkim czasem.
Osunąłem ją od siebie i usiadłem na brzegu jej łóżka.
- Dwadzieścia miesięcy to tylko założenie.
- Tak, maksymalne. Ja stawiałabym na rok.
- Przestań.
- Bo co? Muszę się chyba oswoić z myślą, że nie dożyję dorosłości, do cholery!
- Pójdę po mamę- wychrypiałem i wyszedłem zostawiając ją samą. Skinąłem na
mamę siedzącą na korytarzu i wyszedłem przez budynek.
Zapaliłem papierosa, jak zwykłem to robić od momentu kiedy postawiono jej
diagnozę. W pewnym sensie żałowałem że nie zacząłem wcześniej.
Zanim filtr dotknął moich ust poczułem wibracje w kieszeni. Od razu wiedziałem
 kto dzwoni. Louis nie wiedział, że Gemma ma raka. Wiedział o wypadku i
okolicznościach pierwszej operacji. Gdybym mu powiedział, pewnie natychmiast
chciałby przyjechać. Jednak kiedy już podjąłem decyzję, mogłem mu powiedzieć.
- Harry- uśmiechnąłem się pod nosem słysząc jego troskliwy głos.
- Cześć- odpowiedziałem.
- Jak tam na linii frontu?
- Bywało lepiej.- Wypuściłem dym ustami po czym rzuciłem niedopałek na ziemię i
przydeptałem butem.
- Kiedy wychodzi?
- Za dwa dni.
- Coś czuję że z jej charakterkiem, to jak tylko żebra się zrosną da popalić Joshowi.
 Oczywiście o ile twoja mama już tego nie zrobiła. Wyczuwam że nie dostaną jej
błogosławieństwa na ślubie- zaśmiał się cicho.
- Louis...- zacząłem niepewnie.
- Tak tylko mówię.
- Wiem, ale... Gemma nie wyjdzie za mąż.
- Za takiego kretyna? Nic dziwnego.
- Nie rozumiesz. Ona nie wyjdzie za mąż, bo nie dożyje dorosłości. Formalnie.
- O czym ty mówisz? Mógłbyś jaśniej?
- Ma raka.
Po kilku chwilach głuchej ciszy zakłócanej tylko miarowym oddechem Louisa, w
końcu się odezwał.
- Przyjadę tam.
- Nie, nie. Za tydzień jestem z powrotem.
Może to wyda się egoistyczne, ale nie mogłem znieść ich wahań nastrojów. Gemma
 tryskała pozytywną energią, a nagle wybuchała złością, mama była wiecznie
przygaszona, natomiast czasem przejawiała objawy niepokojącego wręcz optymizmu,
jakby rak wcale nie był gwarancją śmierci. Prawda jest taka, że po prostu nie mogłem
tego znieść, przedyskutowałem to z nią i doszliśmy do wniosku że sporadyczne
odwiedziny będą lepsze dla naszych relacji brat- siostra.
Louis wydawał się zaskoczony moją decyzją.
- Wiem, że jest ci ciężko. Chciałbym przy tobie być- powiedział cicho.
Złapałem się dwoma palcami u nasady nosa, lekko masując. Nasza relacja nie była dla
 mnie czymś łatwym, zwłaszcza teraz.
- Też bym chciał- szepnąłem siląc się na szczerość.
Byłem rozdarty. Bardzo, bardzo potrzebowałem szczerej "rozmowy" ze samym sobą,
jeśli chodzi o Louisa.
Bałem się tego, że zauważalnie zachowujemy się jakby było między nami coś więcej.
Nie chciałem żeby nagle okazało się że plotki które bawiły mnie, okazały się prawdą.
Nie byłem w stanie się do tego przed sobą przyznać, a co dopiero komuś o tym
powiedzieć. Jednocześnie chciałem, żeby to było coś więcej.
Nie nalegał na swój przyjazd, wiedział że to nie ma sensu.
- Obiecaj mi że nie odsuniesz się ode mnie kiedy wrócisz. Przejdziesz przez to,
pomogę ci.
Miałem wrażenie jakby odniósł się do moich myśli.
- Wiem o tym. I... Louis?
- Hm?
- Dzięki, że jesteś- pozwoliłem słowom wypłynąć gładko z moich ust. Może to tylko
zwykłe trzy słowa, ale wiedziałem że odbierze to tak jak chciałem. Jako gwarancję,
że dam sobie pomóc.
- Do usług.

*Tydzień później*

Dn przebiegały bardzo monotonnie, i choć w pewnym sensie wstyd się przyznać, ale
czekałem na wyjazd. Stęskniłem się za chłopakami, i za tą beztroską atmosferą
panującą w naszym domu.
Tutaj czas zdawał się płynąć wolniej. Gemma znów była starą Gemmą, czasem
targaną napadami złości lub histerii, mama widząc że sama Gemma dobrze sobie
radzi też powróciła do swojego wcale nie tak dawnego ja. Chociaż te dwa tygodnie
wydawały się być wiecznością.
Spędziłem z nimi całe dnie, czasem siedzieliśmy w ogrodzie śmiejąc się do
rozpuku, a czasem po prostu upychaliśmy się we trójkę na kanapie pod jednym
kocem i opychając się oglądaliśmy masę filmów aż do wieczora.
Piętnasty dzień mojego pobytu wypadał w piątek. Wstałem około dziesiątej i od razu
po śniadaniu zacząłem się pakować, czując na sobie wzrok mamy.
- Dobrze było znów mieć was oboje przy sobie- odezwała się.
Klęczałem przy torbie, walcząc z suwakiem, a mama siedziała na brzegu mojego łóżka
przyglądając mi się
troskliwie. Po wygłoszeniu przez nią tej uwagi ręka majstrująca przy zapięciu torby
znieruchomiała na chwilę.
Nie ukrywam, że rozczuliło mnie to zdanie.
- Uhm- mruknąłem tylko głupio. - Też tak miałem.
Uściskałem mocno obie kobiety mojego życia i z bólem serca wsiadłem do samochodu.
Gemma pomachała mi pogodnie kiedy auto znikało już za zakrętem.
Nagle wypełniła mnie radość. Wracam, zobaczę ich. Zobaczę g o.
Po szczerym monologu jaki przeprowadziłem w swojej głowie, dotarło do mnie w
końcu coś, co prawdopodobnie siedziało tam od dawna. Jestem w nim zakochany.
Ja, Harry Styles, jestem zakochany w Louisie Tomlinsonie.
Dlatego dni tak mi się dłużyły bez niego, dlatego rumieniłem się na sam jego widok,
dlatego chciałem go pocałować, wtedy, w windzie, dlatego uważałem że jest piękny,
dlatego moje serce biło mocniej za każdym razem kiedy był blisko, lub kiedy po
prostu słyszałem jego głosu w słuchawce telefonu. Kocham go mocniej niż cokolwiek
na świecie, i chociaż nie wyobrażam sobie bycia z innym chłopakiem niż on, to bez
wątpienia z tym chłopakiem chciałbym nigdy się nie rozstawać, jakkolwiek to zabrzmi.
Jadąc myślałem o Gemmie. O tym, jak silna jest. Nie dopuszczałem do siebie myśli,
że odejdzie, i prawdopodobnie to było przyczyną mojego dobrego trzymania się.
Z uśmiechem zaparkowałem samochód przed domem. Kiedy z niego wysiadłem, z
domu wyszedł Niall i wyszczerzył do mnie zęby widząc mnie w dobrym humorze.
Wyściskał mnie mocno, w wyrazie współczucia, ale nic nie powiedział.
-Właśnie robiliśmy spaghetti.- Znów się uśmiechnął.
- Ty to tylko o jednym. - Wywróciłem oczami i wepchnąłem go z powrotem do domu.
- Nic się nie zmieniło. - Wystawił mi język.
- Dobrze wiedzieć.
Zdjąłem buty i podążyłem za nim do kuchni z której dochodziły na prawdę
zachęcające zapachy. Liam mieszał coś, co zapewne było sosem. A Zayn na mój
widok odstawił naczynie z makaronem i wyściskał mnie radośnie, wykonując jeden
z typowych dla siebie okrzyków.
Przywitałem się z Liamem, ale nigdzie nie było Louisa.
- Mógłbyś go zawołać? Przez niego wystygnie- jęknął Niall i skrzywił się kiedy
Liam pacnął go w ramie.
- No CO znowu?
Liam pokręcił tylko z politowaniem głową a ja zaśmiałem się. Wszedłem tu kilka
minut temu a moje samopoczucie już skoczyło do góry.
Skierowałem się na górę, do pokoju Louisa i zapukałem głośno do drzwi.
- Niall, mówiłem że zaraz zejdę!
- Masz szczęście, że nic nie powiedziałem- oznajmiłem otwierając drzwi.- Bo Horan
dostałby apopleksji gdyby dowiedział się że porównałeś mój akcent z jego.
- Harry!- Podszedł do mnie szybko i wręcz wziął w ramiona. To był inny uścisk niż
ten który wymieniłem z Niallem czy Zaynem. Po raz pierwszy od dwóch tygodni
poczułem się na prawdę dobrze.
Wtuliłem się w niego mocniej, muskając jego szyję ustami.
- Tęskniłem.
Wziął moją twarz w dłonie i spojrzał w oczy. Zapatrzyłem się w jego niebieskie
tęczówki, zapominając o jakiejkolwiek krępacji. Potarł  kciukiem mój policzek i
uśmiechnął się pod nosem.
Chciałem poczuć jego usta na swoich. Tyle rzeczy chciałem zrobić, ale bałem się na
samą myśl o tym.
- Ja też.
- Chodźmy lepiej, bo niedługo nie  będzie po co tam iść.
Kiwnął głową zadowolony i wyszedł za mną w pokoju.
Po zjedzeniu całkiem przyzwoitego spaghetti rozsiedliśmy się w salonie i po prostu
cieszyliśmy się tym, że nasza piątka jest w komplecie.
- Nudzę się, chodźmy gdzieś- mruknął Zayn i wrzucił sobie do ust kolejnego chipsa.
- Pada- zauważył Liam.
- To pograjmy w coś- zaproponował Niall.
- Prawda czy wyzwanie!- zakrzyknął rozentuzjazmowany Zayn.
Blondyn wypadł z salonu i po chwili wrócił z butelką pełną soku.
- Trzeba ją najpierw opróżnić- stwierdził błyskotliwie i wypił kilka dużych łyków, po
czym podał ją Liamowi.
Kiedy butelka przeszła przez wszystkie pięć par rąk i została całkiem pusta rozsiedliśmy
się na podłodze.
Liam zakręcił butelką.
- Zayn!
- Wyzwanie- odpowiedział od razu Zayn lekceważącym tonem. Liam zaśmiał się krótko
 i nachylił się do Nialla, szepcząc mu coś na ucho.
- Taniec brzucha- Niall zachichotał.
- Przecież wesz, że nie potrafię tego zrobić!- oburzył się Malik.
Liam wzruszył ramionami.
Po kilku nieudanych próbach i kilkunastu donośnych wybuchach śmiechu Zaynowi
prawie się udało i wymigał się od robienia tego dalej.
- Musisz trochę poćwiczyć- zadrwił Louis.
Zayn wykonał ruch jakby chciał w niego czymś rzucić.
Tym razem Niall, chichocząc, zakręcił butelką. Wypadło na mnie.
Nie chciałem wyjść na "mięczaka" więc bez wahania wyrecytowałem:
- Wyzwanie.
- W porządku, w porządku.
Zaczął naradzać się z Liamem. Stwierdziłem że dzisiaj musi być jakiś ich Dzień
Głupawki. Co chwila jeden z nich przeczącą kręcił głową albo rechotał.
- Można szybciej?- ponaglił Louis i rzucił mi krótki uśmiech. Odwzajemniłem go
czując przyjemne ciepło.
- Doszliśmy do wniosku, że....
- Co?
- Pocałuj Zayna.
- Co? - zdziwiłem się piskliwie a Zayn wytrzeszczył oczy.
- Ale ja miałem już swoje zadanie- sprzeciwił się.
- To jest zadanie Harrego- uciął Irlandczyk z powagą.
- Nie będę spełniał jakiś waszych chorych zachcia...
- Och, bądź cicho- przerwał mu. - Nie chcemy nie wiadomo czego.
- Może faktycznie to trochę zbyt...-zaczął szybko Louis i rzucił mi porozumiewawcze
spojrzenie. Niestety nie wiedziałem czego ode mnie oczekiwał.
- Dobra- mruknąłem.
Louis przybrał kamienny wyraz twarzy.
Przysunąłem się do niewzruszonego Malika. Zachowywał kamienny wyraz twarzy, ale
kiedy spojrzał na minę Nialla zachichotał cicho.
Cieszyłem się że powiedział żebym pocałował Louisa. Nie tak chciałem to zrobić.
Kiedy musnąłem lekko usta Zayna moimi, nie poczułem zupełnie nic. Wyczuwałem
tylko ruch za swoimi plecami i na nim się skupiałem.
Pocałunek, jeśli można go tak nazwać, nie trwał długo. Odsunąłem się od chłopaka i
zerknąłem na miejsce Louisa, na którym go brakowało. Usłyszałem dźwięk zamykanych
drzwi.
- Aż tak go to zażenowało?- zdziwił się Zayn.
Niall wzruszył ramionami.
Jako że byłem osobą która najpierw robi, później myśli, dopiero dotarło do mnie co
zrobiłem. Bo jeśli Louis jest we mnie zakochany, to oglądanie jak całuję się z innym
chłopakiem kiedy jemu niedawno nie chciałem nawet dać się do siebie zbliżyć, nie
mogło być miłe.
- Idź, nie wiem o co chodzi, ale nie chcę żeby zrobił coś głupiego- powiedział Liam.
- Wyjdziemy żebyście mogli spokojnie porozmawiać.
Byłem mu wdzięczny.
- Pada. Gdzie pójdziecie?
- Weźmiemy samochód i może odwiedzimy Nandos.
Oczy Nialla zapłonęły. Wyszczerzył się do Liama.
- W porządku.
Szybko wstałem, założyłem buty i bluzę i wyszedłem na deszcz.
_____________________________________________________________
Ten rozdział akurat w miarę mi się spodobał, więc jestem zadowolona.
Oczywiście dziękuję za wejścia, dodawanie do obserwowanych, komentowanie,
czytanie. ♥
No, i scena przeze mnie najbardziej wyczekiwana do napisania zbliża się
wielkimi krokami. : )
+ Podoba się zmiana wyglądu bloga ?

środa, 9 maja 2012

#3. It never made me stronger at all.

Ostatnie wydarzenia nie zepsuły tego co udało nam się odbudować. Było dobrze,
inaczej niż dawniej, ale dobrze.
Zastanawiałem się nad tym co zaszło między nami w windzie. To było... dziwne?
Na pewno tego się po sobie nie
spodziewałem, chociaż po części to był przypadek że wtedy na mnie wpadł.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zerknąłem na Louisa siedzącego obok mnie. Także
uśmiechnął się sennie, a dłoń którą miał na oparciu siedzenia drgnęła.
Siedzieliśmy w samolocie, wracaliśmy do domu. Zerknąłem na Liama i Nialla,
siedzieli za nami. I tak jak Zayn siedzący obok mnie, spali. 
Spojrzałem na Louisa. Przetarł oczy i przyjrzał mi się uważnie i znów opuścił
 powieki. Czułem przemożną chęć choćby złapania go za rękę.
- Harry?- podskoczyłem lekko, byłem przekonany że zasnął.
- Hm?
Spojrzał na moją rękę jakby przed chwilą wczytywał się w moje myśli.
Odwrócił wzrok.
- Nieważne.- Potrząsnął lekko głową.
Uśmiechnąłem się zachęcająco.
- No dalej, mów.
Jego wzrok znów spoczął na dłoni leżącej na moim udzie. Może mi się zdaje,
 ale lekko się zarumienił. Po chwili się przełamał.
- Mogę?- skinął na moją rękę.
Teraz to ja oblałem się rumieńcem, i starając się nie pokazywać jak bardzo
cieszy mnie ta propozycja. Za bardzo.
- Och. Tak, jasne. - Rozłożyłem palce a on wsunął swoją dłoń w moją. Serce zabiło
 mi szybciej, a przecież to tylko
głupie trzymanie za rękę, robiliśmy to już wcześniej. Przyglądałem się naszym
 dłoniom niezdolny spojrzeć na niego i pod wpływem impulsu splotłem nasze
palce. Ogarnęła mnie fala przyjemnego ciepła a po całym ramieniu przeszedł
dreszcz. Miałem ochotę podnieść nasze dłonie i przyjrzeć im się z bliska.
Czułem się tak dobrze. Ciekaw byłem czy Louis nadal jest tak pewny swoich uczuć
do mnie. Przekonanie, że mógł się po prostu zauroczyć i już mu przeszło
najzwyczajniej mnie martwiło.
Przecież nigdy nie mówił że mógłby poczuć coś do chłopaka a jego związek z
Eleanor jeszcze bardziej rozmywał wszelkie wątpliwości.
Tak właściwie to powinienem myśleć też na inne tematy, nie wiążące się z Lou,
ale teraz nie potrafiłem. Objął mnie ramieniem, śmiało wtuliłem się w
 niego i mruknąłem zadowolony, co skomentował uśmiechem.
Zasnąłem, obudziłem się w tej samej pozycji. Louis szturchał moje ramię.
- Harreh.
Przetarłem oczy i podniosłem na niego wzrok uśmiechając się pod nosem i czując
 przedziwne rzeczy w brzuchu.
- Już?- wymamrotałem.
Skinął głową i założył bluzę po czym odpiął pasy. Zrobiłem to samo, zaczekaliśmy
na Zayna który musiał poprawić włosy, które jakże mu się roztrzepały po śnie.
- Szybciej- pchnąłem go łokciem w bok.
Uśmiechnął się i marudząc coś pod nosem powoli poszedł za nami do wyjścia.
Po odebraniu bagaży wysiedliśmy do samochodu odwożącego nas do naszego
wspólnego domu. Włączyłem telefon i wsunąłem do kieszeni śledzony przez
spojrzenie Louisa i Liama. Prawie w tym samym momencie telefon zawibrował.
Spojrzałem na ekran. Trzy nieodebrane połączenia i wiadomość sprzed godziny.
Od mamy. Pewnie myślała że już dolecieliśmy i chciała sprawdzić czy wszystko
 w porządku, za każdym razem to robiła. Odczytałem wiadomość.
" Gemma miała wypadek, jest w szpitalu. Zadzwonię kiedy będę mieć
   wolną chwilę."
Tak krótka wiadomość, a poczułem jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej
wody. Gdybym odebrał pewnie powiedziałaby mi więcej, a teraz nie może
rozmawiać więc napisała żebym mógł odczytać wiadomość kiedy włączę telefon.
Co się stało mojej siostrze, do cholery?
Wcisnąłem telefon do kieszeni i wziąłem głęboki oddech. To na pewno coś
poważnego. Może i mam skłonności do dramatyzowania, ale...
- Zobaczyłeś ducha, czy co?- odezwał się Niall.
- Jadę do domu.- Oczywiście od razu zrozumieli że chodzi mi o mój rodzinny dom.
- Jak to, od razu?- zdziwił się Louis. Położył mi dłoń na kolanie, zignorowałem ją.
Byłem zbyt zdekoncentrowany.
- T-tak- mruknąłem. Chciałem już być na miejscu, wziąć w samochód i jechać
zobaczyć się z moją siostrą.
Chciałem zobaczyć ją całą i zdrową, ledwie draśniętą, bo przecież nie wiedziałem
co dokładnie się stało.
Mogła mieć choćby złamaną rękę. A mogła... Mogła...
- Dlaczego?- zapytał nagle Louis oskarżycielskim tonem.
Podałem mu telefon bez słowa , gapiąc się w krajobraz Londynu, który przesuwał
się zdecydowanie zbyt wolno.
- Harry...- zaczął, ale pokręciłem skwapliwie głową. Nie chciałem słuchać
 niczyich teorii, po prostu muszę ją zobaczyć.
Ignorowałem ich, nie do końca świadomie do momentu kiedy wysiedliśmy z
samochodu i weszliśmy do domu.
Rzuciłem walizkę w przedpokoju, złapałem szybko kluczyki i wyszedłem
zaciskając je w dłoni.
- Czekaj.- Poczułem dłoń na swoim ramieniu.- Nie powinieneś jechać sam.
- Chcę jechać sam, Louie.
Przygryzł nerwowo wargę i opuścił wzrok.
- To trzy godziny drogi.
- Poradzę sobie. Wrócę kiedy...- odchrząknąłem. - Kiedy upewnię się że wszystko
będzie z nią w porządku.
- Nie chcę żebyś jechał sam taki kawał drogi świeżo po podróży- mruknął...
zawstydzony.
Nie chciałem go zostawiać. Przytuliłem go szybko, zaciskając dłonie na jego
bluzie. Musnął ustami mój policzek i odsunął się.
- Pojadę z tobą.
- Nie.- Uciąłem. Potrzebowałem czasu na przemyślenie wszystkiego.
Nie oglądając się wsiadłem do samochodu targany chęcią zawrócenia i zabrania
go ze sobą. Mógłbym, prawda? Ale zbyt dużo o nim myślę, potrzebuję czasu.
Po drodze nie myślałem właściwie o niczym, żeby nie wyprowadzać się z
 równowagi.
Kiedy dojechałem na miejsce, robiło się już ciemno. Zaparkowałem samochód,
odetchnąłem głęboko. W tej chwili pożałowałem że nie ma tu Louisa, że nie
mogę go przytulić. Zachowałem się też dość chłodno wobec niego.
Przeproszę go. 
Ale tak właściwie bałem się poukładać tego wszystkiego w głowie. To co działo się
przez ostatni tydzień nieźle namieszało mi w głowie. Może staram się na siłę
wmusić sobie że coś jest na rzeczy, bo on wyznał mi miłość?
Wyznał to może złe słowo. On po prostu to powiedział i na tym temat się kończył.
W mojej głowie nie brzmiało to zbyt wiarygodnie. Ale przecież to niemożliwe,
żebym był gejem. Odepchnąłem od siebie te myśli i jeszcze raz nabierając
powietrza wszedłem po schodach do szpitala.
Nie znoszę szpitali, zawsze panuje w nich ponura, napięta atmosfera. To się
zawsze człowiekowi udziela, bynajmniej mi tak. Chciałem zapytać recepcjonistki
gdzie mam iść,  kiedy usłyszałem znajomy, rozedrgany głos z ulgą i
zaskoczeniem wypowiadający moje imię. Mama wpadła mi w ramiona i przytuliła
mocno.
- Nie spodziewałam się że przyjedziesz tak szybko- powiedziała nie puszczając
 mnie.
- Jak ona... Jak ona się ma?- Wyplątałem się z jej uścisku.
Mama skinęła głową w kierunku windy i z kubkiem gorącej herbaty z automatu
skierowała się tam a ja powlokłem się za nią, zirytowany brakiem odpowiedzi.
- Mamo?
- Ma złamane cztery żebra- powiedziała w końcu, kiedy szliśmy zaciemnionym
korytarzem na piętrze.
Zewsząd dochodziły nieprzyjemne, typowo "szpitalne" odgłosy. Zająłem miejsce
na jednym ze składanych krzeseł.
- Od tego się nie umiera- stwierdziłem cicho, a przed oczami przemknął mi obraz
 miażdżonych kości. Wzdrygnąłem się.
- Odłamek przebił płuco. Jakieś pół godziny temu wzięli ją na blok operacyjny.
Chyba każdy zna to uczucie, kiedy spadniesz na plecy z dużej wysokości i
powietrze wyrywa się z twojej klatki piersiowej. Nie można wydusić ani słowa.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę nie mówiąc ani słowa, nawet na siebie
nie patrząc.
- Ale wyzdrowieje.
Zawahała się i skinęła głową.
- Chciałeś wiedzieć, cokolwiek się stanie.
- Chciałbym tu być nawet gdyby to była choćby złamana ręka.
Obróciła kilkakrotnie jednorazowy kubek w dłoniach.
- Josh prowadził po pijanemu.
Josh był chłopakiem Gemmy, od około pół roku. Wydawało by się że są szczęśliwi,
a on całkiem poważny i hm... odpowiedzialny, jak na dwudziesto-dwu latka. Jak
widać, nie był.
- Czyli to jego wina?- burknąłem.
Nie odpowiedziała.
- Jemu coś się stało?
- Jest tutaj, lekarze kazali mu zostać na obserwacji. Mocno uderzył się w głowę.
- Widocznie nie dostatecznie mocno-warknąłem rozzłoszczony.
Ten kretyn zapewnił mojej siostrze wizytę na stole operacyjnym, a sam wyszedł z
tego  bez szwanku. Zmierzwiłem sobie nerwowo włosy. Mama objęła mnie
ramieniem  a ja poczułem się jakbym znów miał dziesięć lat a jej
uścisk mógłby odgonić wszystkie zmartwienia.
Godzinę później zadzwonił Louis. Zupełnie wypadło mi z głowy zadzwonienie do
 nich kiedy dojadę na miejsce.
Poprosił mnie żebym opowiedział mu co się stało, zrobiłem to. Wdawało mi się
że jednocześnie uspokoił się i zdenerwował jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że nalegałem żebyś nie jechał sam.
Szkoda, że cię nie posłuchałem- pomyślałem.
- Przepraszam, że potraktowałem cię tak oschle. Chciałem po prostu przy okazji,
jeśli można to tak nazwać, przemyśleć kilka rzeczy.
Byłem prawie pewny że od razu się zorientował o co dokładnie mi chodziło.
- Musimy skończyć z tym przepraszaniem- zaśmiał się.
- To raczej niemożliwe. - Uśmiechnąłem się lekko.
- Trzymasz się?
- To będzie długa noc, chyba ani ja ani mama nie zamierzamy stąd wyjść.
- Pozdrów ją. No i na tyle na ile to możliwe, miłej nocy. Możesz dzwonić
kiedy chcesz.
Ta mała deklaracja dziwnie mnie poruszyła.
- Dzięki- wychrypiałem.
Wróciłem na swoje miejsce, oparłem głowę na ramieniu mamy i czując jak
gładzi mnie ręką po ramieniu dryfowałem na skraju snu.
Straciłem poczucie czasu, ale nie mogło to trwać zbyt długo, zanim podszedł
do nas przysadzisty mężczyzna w
nienagannym uniformie. Mama poderwała się z miejsca nie zwracając uwagi na
moją głowę leżącą na jej ramieniu.
Byłem zbyt zaspany żeby wstać, więc słuchałem z tej pozycji, bacznie obserwując
twarz mamy.
Była zdenerwowana.
- Zabieg przeszedł pomyślnie, aczkolwiek... Przyjrzeliśmy się dodatkowo
czymś  co zaniepokoiło nas po wykonaniu prześwietlenia- oznajmił biurokratycznym
 tonem. Zmarszczyłem brwi.
- Tak?- ponagliła mama ściskając własne palce z siłą imadła.
-  Pani córka ma raka wątroby. Wykryliśmy guz na tyle wcześnie, że jeszcze da się
go  usunąć, ale... Nawet po tym nie zostaje jej więcej niż dwadzieścia miesięcy.
Teraz nie poczułem się jakbym spadał. Teraz poczułem się jakby ktoś raz po raz
kopał mnie w klatkę piersiową.
Mama stała bez ruchu jeszcze chwilę po tym, jak odszedł. Później po prostu
opadła na krzesło, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Ja nie mogłem wykrztusić słowa, ani uronić łzy. Czułem się jak sparaliżowany.
Przecież to nie możliwe.
Zawsze mamy wrażenie że takie rzeczy dzieją się gdzie indziej, komu innemu.
Ale nie tu, nie teraz, nie nam. Czyż nie? Może właśnie dlatego to tak bardzo boli,
kiedy dowiadujesz się że to jednak nieprawda.
___________________________________________________________
Przepraszam, w moim ogólnym zarysie, miało to wszystko wyjść lepiej, ale
po prostu miałam jakąś blokadę, i kilkakrotnie się za to zabierałam nie czując
jakiejkolwiek satysfakcji. Z tego też nie jestem zbytnio zadowolona. Anyway.
Dziękuję za 600 wyświetleń i 4 obserwatorów, i za każdy komentarz.
Na prawdę bardzo to doceniam.

piątek, 4 maja 2012

#2. Give a little time to me.

Od czasu wyznania Louisa przez trzy dni unikaliśmy się, utrzymując
oczywiście że wszystko jest w porządku.
Ale nie było. Cały czas myślałem tylko o tym co mi powiedział.
Od jakiegoś czasu dość reagowałem na jego gesty, ale nigdy nie przyszłoby
mi do głowy że dla kogoś możemy
wyglądać jak zakochani. No i że Lou mnie kocha. Z drugiej strony kiedy
myślałem  o tym co powiedział byłem szczęśliwy, ale starałem się w ogóle o tym
nie myśleć. Kiedy już chodziliśmy się rozerwać to całą piątką, a kiedy wracaliśmy
 do naszego pokoju oboje udawaliśmy że dla przykładu robimy coś okropnie
absorbującego w telefonie.
Aktualnie Louis siedział na łóżku oparty o ścianę i wgapiał się w przestrzeń
 z lekkim, kpiącym uśmiechem.
Prawdopodobnie żenowała go ta cała sytuacja nie mniej niż mnie.
Podszedłem do jego łóżka i usiadłem w takiej pozycji jak on.
Popatrzył na mnie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Spróbowałem się uspokoić ale słyszałem jego śmiech i znów chichotałem, do czasu
aż spadłem z łóżka w ostatniej chwili łapiąc go za koszulkę. To mi nie pomogło
 bo i tak spadłem, tyle że on razem ze mną.
Wylądowałem pod nim, zawdzięczając jego refleksowi to że mój nos nie został
złamany. Zaparł się rękoma tuż nad moimi ramionami. Moje spojrzenie machinalnie
wbiło się w jego niebieskie oczy.
- Masz śliczne oczy- mruknąłem i odgarnąłem mu niesforny kosmyk włosów
z twarzy.
Po chwili dotarło do mnie co zrobiłem i poczułem że robię się czerwony po
cebulki włosów. Wyglądał na zaskoczonego, widząc moje zakłopotanie umożliwił
 mi podniesienie się.
- Dziękuję- nie zamknął ust jakby chciał powiedzieć coś jeszcze ale nie zrobił tego.
Usiadłem na podłodze a on obok mnie. Podniosłem się, usiadłem na moim łóżku
i postawiłem sobie laptopa na kolanach. Poklepałem miejsce obok siebie, a
Louis zajął je bez wahania.
Wszedłem na twittera i zacząłem przeglądać tweety innych. Otworzyłem
załącznik.
- Aww, zobacz- powiedziałem wesoło patrząc na animację Louisa przytulającego
marchewkę wielkości jego samego.
Zaśmiał się krótko. Nacisnąłem "RETWEET".
Spędziliśmy tak około godziny, odpisałem kilku fanom i stwierdziłem że to
prawdopodobnie ludzie z najlepszym poczuciem humoru na świecie, Lou podzielał
moje zdanie.
Zamknąłem laptop i poczułem bolesne klepnięcie w plecy.
-AŁ! -Zachichotałem. - Za co to było?
- Za nic. Idziemy na spacer?
Poczochrałem mu włosy, nadal za każdym razem czułem dreszcz kiedy go
dotykałem.
- Chodź- uśmiechnąłem się.
Byłem na prawdę zadowolony że w końcu spędzamy dzień normalnie.
Nasze kroki skierowały nas nad basen który o dziwo był pusty. Słońce niedługo
zacznie zachodzić, a osoby na zewnątrz można było policzyć na palcach u
jednej ręki.
Usiadłem na mokrych kafelkach tuż obok tafli turkusowej wody ostro
pachnącej  chlorem.
- Będziesz miał od tego mokry tyłek- zauważył zgryźliwie Louis, uśmiechając się.
- Cicho bądź, siadaj.
Prychnął, stłumił chichot i usiadł obok mnie.
Czułem jak przeszywa mnie swoim spojrzeniem. Zmarszczyłem brwi.
- Co?
- Nic.- Ten rodzaj uśmiechu u niego nie oznaczał nic dobrego, wyglądał jakby
coś knuł, ale zignorowałem to.
I pożałowałem.
Poczułem dwie ciepłe ręce na plecach mocno popychające mnie do przodu i z
pluskiem  wpadłem do basenu mącąc prawie idealnie gładką powierzchnię.
Wynurzyłem się spod wody lekko krztusząc. W miejscu w którym stałem miałem
 wody po żebra.
- Bardzo zabawne. Na prawdę, bardzo zabawne- oburzyłem się odklejając mokrą
koszulkę od ciała.
- To jest zabawne. Wyglądasz śmiesznie- wydusił przez śmiech.
- Dziękuję za komplement, a teraz pomóż mi wyjść- powiedziałem starając się
utrzymać zirytowany ton głosu.
Podszedłem do brzegu basenu i wsunąłem swoją dłoń w jego którą wyciągał
żeby mi pomóc.
Zaparłem się nogami o dno i chwyciłem jego rękę moimi obiema.
- HARRY, TY...- Plusk!
Gdyby nie to że stoję w wodzie zacząłbym turlać się ze śmiechu. W tym wypadku
zostało mi tylko zanosić się śmiechem jak głupi prawie dotykając głową wody.
Wynurzył się i omiótł mnie rozbawionym spojrzeniem.
- Gdyby nie to, że zrobiłem to pierwszy to nazwałbym cię idiotą.
- Uczę się od najlepszych- wystawiłem mu język.
Odwrócił się do mnie tyłem i zaczął płynąć na drugi brzeg.
- Coś zgubiłeś!
Chwyciłem z powierzchni pływający but i rzuciłem nim tak, żeby woda chlusnęła
mu w twarz.
Wyszedłem z basenu nie trudząc się przepływaniem na drugą stronę i ociekając
wodą przeszedłem do miejsca w którym Lou wychodził z wody. Ponownie usiadłem
na brzegu i zwiesiłem nogi do wody.
- Wiesz że zanim dojdziemy do pokoju zmoczymy cały hol, prawda?- mruknąłem
rozbawiony.
-Uhm.
Kiedy wracaliśmy do pokoju recepcjonistka wytrzeszczyła na nas oczy jak na
kosmitów.
- Męczy mnie to chodzenie w mokrych spodniach- zacząłem zrzędzić. - Spadają mi i
 są ciężkie.
Wzruszył  z uśmiechem ramionami.
- To twoja wina. JA dalej nie idę. - Ustałem w miejscu udając rozzłoszczonego.
Woda kapała ze mnie ciurkiem i wyciekała z butów z każdym krokiem.
Podszedł do mnie, odwrócił tyłem i schylił lekko.
Nie marnując okazji wskoczyłem mu na plecy. Wierciłem się celowo przez chwilę
utrudniając mu stawianie kroków.
- Styles, spokój tam. - Machnął ręką do tyłu i plasnął mnie w głowę.
- Ała. Dobra, dobra- zachichotałem. - Ale trzymaj mnie, bo spadnę.
Miałem ochotę pocałować go w szyję od której dzieliła mnie żałośnie mała odległość.
Złapał mnie pod kolana.
- Lepiej?
- Yup.
Doszliśmy do windy i Lou wszedł do niej nadal trzymając mnie na plecach.
- Możesz puścić.
Zczołgałem się z niego i oparłem o ścianę windy. Ruszyła a Louis poleciał na moją
 stronę. Złapał równowagę kiedy chwycił poręcz po obu stronach moich bioder.
Tylko nasze twarze dzieliły centymetry.
Spojrzał mi w oczy a ja czując się jak lunatyk przysunąłem się powoli do niego
mogąc wyczuć jego ciepły oddech na mojej twarzy. Moja ręka posunęła się na jego
 ramię i spoczęła na karku. Zrobiło mi się potwornie gorąco.
Teraz to on przysunął się jeszcze bardziej niemal łącząc nasze usta. Musnęły się
wzbijając stado skrzydlatych owadów w moim brzuchu, ale to nie był pocałunek.
Nasze wargi lekko się dotykały, ale nic poza tym.
Zaglądałem głęboko w jego oczy czując jakby czas się zatrzymał. Pogładziłem
go lekko po szyi.
Drzwi windy otworzyły się i odskoczyliśmy od siebie cali czerwoni. Stałem przez
chwilę jak kołek a potem ruszyłem z miejsca wlepiając wzrok we własne stopy.
Chciałem coś powiedzieć, żeby oszukać samego siebie że to się nie zdarzyło, ale
 nadal czułem jak nasze usta muskały się, czułem na sobie jego spojrzenie.
Czy ja właśnie chciałem pocałować Louisa Tomlinsona?
Jeszcze dziwniej czułem się z tym że mogłem sobie odpowiedzieć na to pytanie
twierdząco bez choćby cienia żalu. Chciałem, a uczucie które mi przy tym
towarzyszyło bynajmniej należało do przyjemnych.
Podobno jesteś hetero, Harry, tak? To może zostańmy przy tym.
Wyciągnąłem rękę do klamki. Chwicił mnie za nadgarstek a ja jego własnym
zauważyłem rozległego siniaka.
- Louis, ja...przepraszam. Nie chciałem żebyś miał to. - Wskazałem podbródkiem
na siniaka. Czemu sprawiłem mu ból? Zrobiło mi się strasznie głupio.
- W porządku, to nic. Chciałem cię przeprosić za... no wiesz.
Czy on właśnie przeprasza mnie za to że chciałem go pocałować?
- W porządku, to nic- powtórzyłem za nim i uśmiechnąłem się.
Poszedłem do łazienki przebrać się, a kiedy z niej wyszedłem  pokoju przebywała
już cała czwórka.
Niall poruszał do mnie brwiami jak ostatnio, mimowolnie wybuchnąłem śmiechem.
- Hej, Irlandzki chłopcze.
Wyszczerzył do mnie zęby udekorowane aparatem ortodontycznym.
- Nie chce mi się stąd wyjeżdżać- stwierdził kładąc głowę na kolanach Liama który
od razu zaczął bawić się jego włosami. Wyglądało to dość uroczo.
 - Przyszliśmy zgarnąć was na kolację- zerknął na mnie.
- Okej
Całą piątką zeszliśmy do hotelowego bufetu i zajęliśmy miejsca przy stoliku.
Louis usiadł pomiędzy mną a Niallem który od razu wziął się za jedzenie. Podniósł
rękę aby sięgnąć do stołu
i przypadkiem musnął moją dłoń leżącą na kolanie. Zawahał się przez chwilę a kiedy
chciał ją zabrać ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu moje palce zacisnęły się na niej
i splotły z jego.
Ze zdziwienia prawie wypadły mi oczy, zawstydzony odwróciłem wzrok czerwieniąc
się i puszczając jego dłoń. Co to miało być?
Wyczułem że się uśmiecha. Musnął powoli palcami moją drżącą z czegoś na kształt
zdenerwowania rękę i wrócił do innych czynności.
Poczułem się bardzo... sfrustrowany.
Resztę wieczoru spędziliśmy z chłopakami, unikałem jego wzroku.
Kiedy wróciłem do pokoju było już późno, Louis wrócił wcześniej i już spał.
Usiadłem na brzegu jego łóżka i zacząłem mu się przyglądać. Kiedy spał wyglądał
jeszcze bardziej uroczo.
Tak niewinnie i spokojnie. Pogłaskałem go delikatnie po plecach i i wsunąłem
swoją dłoń pod jego która leżała bezwładnie. Chyba zaczynam świrować, skoro
 siedzę tu i patrzę jak śpi. Jego palce przesunęły się po mojej
dłoni i ścisnęły ją nieznacznie. Serce podeszło mi do gardła, spojrzałem na niego
 szybko. Wyraz jego twarzy wskazywał na to że nadal jest pogrążony w
głębokim śnie.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Chyba nieźle namieszałeś mi w głowie- mruknąłem do siebie.
Wysunąłem dłoń spod jego i powstrzymując się od ucałowania go w policzek
czy coś równie "dziwnego" położyłem się do łóżka.
_____________________________________________________________
Krótkie, krótkie, krótkie i nienadające się do niczego. 
+ Mam dwa scenariusze, ale muszę do tego wiedzieć czy mają pocałować się
niebawem, czy trochę pomęczyć, wiec możecie mi powiedzieć co myślicie.
No i jeśli macie jakieś zastrzeżenia to chciałabym wiedzieć jakie, jak 
najbardziej możecie krytykować, bo mam wrażenie że czegoś tu brakuje ale 
nie mogę dojść czego
I dziękuję obserwatorom, wszystkim którzy komentują i oczywiście tym 
którzy czytają. <3