Ostatnie wydarzenia nie zepsuły tego co udało nam się odbudować. Było dobrze,
inaczej niż dawniej, ale dobrze.
Zastanawiałem się nad tym co zaszło między nami w windzie. To było... dziwne?
Na pewno tego się po sobie nie
spodziewałem, chociaż po części to był przypadek że wtedy na mnie wpadł.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zerknąłem na Louisa siedzącego obok mnie. Także
uśmiechnął się sennie, a dłoń którą miał na oparciu siedzenia drgnęła.
Siedzieliśmy w samolocie, wracaliśmy do domu. Zerknąłem na Liama i Nialla,
siedzieli za nami. I tak jak Zayn siedzący obok mnie, spali.
Spojrzałem na Louisa. Przetarł oczy i przyjrzał mi się uważnie i znów opuścił
powieki. Czułem przemożną chęć choćby złapania go za rękę.
- Harry?- podskoczyłem lekko, byłem przekonany że zasnął.
- Hm?
Spojrzał na moją rękę jakby przed chwilą wczytywał się w moje myśli.
Odwrócił wzrok.
- Nieważne.- Potrząsnął lekko głową.
Uśmiechnąłem się zachęcająco.
- No dalej, mów.
Jego wzrok znów spoczął na dłoni leżącej na moim udzie. Może mi się zdaje,
ale lekko się zarumienił. Po chwili się przełamał.
- Mogę?- skinął na moją rękę.
Teraz to ja oblałem się rumieńcem, i starając się nie pokazywać jak bardzo
cieszy mnie ta propozycja. Za bardzo.
- Och. Tak, jasne. - Rozłożyłem palce a on wsunął swoją dłoń w moją. Serce zabiło
mi szybciej, a przecież to tylko
głupie trzymanie za rękę, robiliśmy to już wcześniej. Przyglądałem się naszym
dłoniom niezdolny spojrzeć na niego i pod wpływem impulsu splotłem nasze
palce. Ogarnęła mnie fala przyjemnego ciepła a po całym ramieniu przeszedł
dreszcz. Miałem ochotę podnieść nasze dłonie i przyjrzeć im się z bliska.
Czułem się tak dobrze. Ciekaw byłem czy Louis nadal jest tak pewny swoich uczuć
do mnie. Przekonanie, że mógł się po prostu zauroczyć i już mu przeszło
najzwyczajniej mnie martwiło.
Przecież nigdy nie mówił że mógłby poczuć coś do chłopaka a jego związek z
Eleanor jeszcze bardziej rozmywał wszelkie wątpliwości.
Tak właściwie to powinienem myśleć też na inne tematy, nie wiążące się z Lou,
ale teraz nie potrafiłem. Objął mnie ramieniem, śmiało wtuliłem się w
niego i mruknąłem zadowolony, co skomentował uśmiechem.
Zasnąłem, obudziłem się w tej samej pozycji. Louis szturchał moje ramię.
- Harreh.
Przetarłem oczy i podniosłem na niego wzrok uśmiechając się pod nosem i czując
przedziwne rzeczy w brzuchu.
- Już?- wymamrotałem.
Skinął głową i założył bluzę po czym odpiął pasy. Zrobiłem to samo, zaczekaliśmy
na Zayna który musiał poprawić włosy, które jakże mu się roztrzepały po śnie.
- Szybciej- pchnąłem go łokciem w bok.
Uśmiechnął się i marudząc coś pod nosem powoli poszedł za nami do wyjścia.
Po odebraniu bagaży wysiedliśmy do samochodu odwożącego nas do naszego
wspólnego domu. Włączyłem telefon i wsunąłem do kieszeni śledzony przez
spojrzenie Louisa i Liama. Prawie w tym samym momencie telefon zawibrował.
Spojrzałem na ekran. Trzy nieodebrane połączenia i wiadomość sprzed godziny.
Od mamy. Pewnie myślała że już dolecieliśmy i chciała sprawdzić czy wszystko
w porządku, za każdym razem to robiła. Odczytałem wiadomość.
" Gemma miała wypadek, jest w szpitalu. Zadzwonię kiedy będę mieć
wolną chwilę."
Tak krótka wiadomość, a poczułem jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej
wody. Gdybym odebrał pewnie powiedziałaby mi więcej, a teraz nie może
rozmawiać więc napisała żebym mógł odczytać wiadomość kiedy włączę telefon.
Co się stało mojej siostrze, do cholery?
Wcisnąłem telefon do kieszeni i wziąłem głęboki oddech. To na pewno coś
poważnego. Może i mam skłonności do dramatyzowania, ale...
- Zobaczyłeś ducha, czy co?- odezwał się Niall.
- Jadę do domu.- Oczywiście od razu zrozumieli że chodzi mi o mój rodzinny dom.
- Jak to, od razu?- zdziwił się Louis. Położył mi dłoń na kolanie, zignorowałem ją.
Byłem zbyt zdekoncentrowany.
- T-tak- mruknąłem. Chciałem już być na miejscu, wziąć w samochód i jechać
zobaczyć się z moją siostrą.
Chciałem zobaczyć ją całą i zdrową, ledwie draśniętą, bo przecież nie wiedziałem
co dokładnie się stało.
Mogła mieć choćby złamaną rękę. A mogła... Mogła...
- Dlaczego?- zapytał nagle Louis oskarżycielskim tonem.
Podałem mu telefon bez słowa , gapiąc się w krajobraz Londynu, który przesuwał
się zdecydowanie zbyt wolno.
- Harry...- zaczął, ale pokręciłem skwapliwie głową. Nie chciałem słuchać
niczyich teorii, po prostu muszę ją zobaczyć.
Ignorowałem ich, nie do końca świadomie do momentu kiedy wysiedliśmy z
samochodu i weszliśmy do domu.
Rzuciłem walizkę w przedpokoju, złapałem szybko kluczyki i wyszedłem
zaciskając je w dłoni.
- Czekaj.- Poczułem dłoń na swoim ramieniu.- Nie powinieneś jechać sam.
- Chcę jechać sam, Louie.
Przygryzł nerwowo wargę i opuścił wzrok.
- To trzy godziny drogi.
- Poradzę sobie. Wrócę kiedy...- odchrząknąłem. - Kiedy upewnię się że wszystko
będzie z nią w porządku.
- Nie chcę żebyś jechał sam taki kawał drogi świeżo po podróży- mruknął...
zawstydzony.
Nie chciałem go zostawiać. Przytuliłem go szybko, zaciskając dłonie na jego
bluzie. Musnął ustami mój policzek i odsunął się.
- Pojadę z tobą.
- Nie.- Uciąłem. Potrzebowałem czasu na przemyślenie wszystkiego.
Nie oglądając się wsiadłem do samochodu targany chęcią zawrócenia i zabrania
go ze sobą. Mógłbym, prawda? Ale zbyt dużo o nim myślę, potrzebuję czasu.
Po drodze nie myślałem właściwie o niczym, żeby nie wyprowadzać się z
równowagi.
Kiedy dojechałem na miejsce, robiło się już ciemno. Zaparkowałem samochód,
odetchnąłem głęboko. W tej chwili pożałowałem że nie ma tu Louisa, że nie
mogę go przytulić. Zachowałem się też dość chłodno wobec niego.
Przeproszę go.
Ale tak właściwie bałem się poukładać tego wszystkiego w głowie. To co działo się
przez ostatni tydzień nieźle namieszało mi w głowie. Może staram się na siłę
wmusić sobie że coś jest na rzeczy, bo on wyznał mi miłość?
Wyznał to może złe słowo. On po prostu to powiedział i na tym temat się kończył.
W mojej głowie nie brzmiało to zbyt wiarygodnie. Ale przecież to niemożliwe,
żebym był gejem. Odepchnąłem od siebie te myśli i jeszcze raz nabierając
powietrza wszedłem po schodach do szpitala.
Nie znoszę szpitali, zawsze panuje w nich ponura, napięta atmosfera. To się
zawsze człowiekowi udziela, bynajmniej mi tak. Chciałem zapytać recepcjonistki
gdzie mam iść, kiedy usłyszałem znajomy, rozedrgany głos z ulgą i
zaskoczeniem wypowiadający moje imię. Mama wpadła mi w ramiona i przytuliła
mocno.
- Nie spodziewałam się że przyjedziesz tak szybko- powiedziała nie puszczając
mnie.
- Jak ona... Jak ona się ma?- Wyplątałem się z jej uścisku.
Mama skinęła głową w kierunku windy i z kubkiem gorącej herbaty z automatu
skierowała się tam a ja powlokłem się za nią, zirytowany brakiem odpowiedzi.
- Mamo?
- Ma złamane cztery żebra- powiedziała w końcu, kiedy szliśmy zaciemnionym
korytarzem na piętrze.
Zewsząd dochodziły nieprzyjemne, typowo "szpitalne" odgłosy. Zająłem miejsce
na jednym ze składanych krzeseł.
- Od tego się nie umiera- stwierdziłem cicho, a przed oczami przemknął mi obraz
miażdżonych kości. Wzdrygnąłem się.
- Odłamek przebił płuco. Jakieś pół godziny temu wzięli ją na blok operacyjny.
Chyba każdy zna to uczucie, kiedy spadniesz na plecy z dużej wysokości i
powietrze wyrywa się z twojej klatki piersiowej. Nie można wydusić ani słowa.
Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę nie mówiąc ani słowa, nawet na siebie
nie patrząc.
- Ale wyzdrowieje.
Zawahała się i skinęła głową.
- Chciałeś wiedzieć, cokolwiek się stanie.
- Chciałbym tu być nawet gdyby to była choćby złamana ręka.
Obróciła kilkakrotnie jednorazowy kubek w dłoniach.
- Josh prowadził po pijanemu.
Josh był chłopakiem Gemmy, od około pół roku. Wydawało by się że są szczęśliwi,
a on całkiem poważny i hm... odpowiedzialny, jak na dwudziesto-dwu latka. Jak
widać, nie był.
- Czyli to jego wina?- burknąłem.
Nie odpowiedziała.
- Jemu coś się stało?
- Jest tutaj, lekarze kazali mu zostać na obserwacji. Mocno uderzył się w głowę.
- Widocznie nie dostatecznie mocno-warknąłem rozzłoszczony.
Ten kretyn zapewnił mojej siostrze wizytę na stole operacyjnym, a sam wyszedł z
tego bez szwanku. Zmierzwiłem sobie nerwowo włosy. Mama objęła mnie
ramieniem a ja poczułem się jakbym znów miał dziesięć lat a jej
uścisk mógłby odgonić wszystkie zmartwienia.
Godzinę później zadzwonił Louis. Zupełnie wypadło mi z głowy zadzwonienie do
nich kiedy dojadę na miejsce.
Poprosił mnie żebym opowiedział mu co się stało, zrobiłem to. Wdawało mi się
że jednocześnie uspokoił się i zdenerwował jeszcze bardziej.
- Przepraszam, że nalegałem żebyś nie jechał sam.
Szkoda, że cię nie posłuchałem- pomyślałem.
- Przepraszam, że potraktowałem cię tak oschle. Chciałem po prostu przy okazji,
jeśli można to tak nazwać, przemyśleć kilka rzeczy.
Byłem prawie pewny że od razu się zorientował o co dokładnie mi chodziło.
- Musimy skończyć z tym przepraszaniem- zaśmiał się.
- To raczej niemożliwe. - Uśmiechnąłem się lekko.
- Trzymasz się?
- To będzie długa noc, chyba ani ja ani mama nie zamierzamy stąd wyjść.
- Pozdrów ją. No i na tyle na ile to możliwe, miłej nocy. Możesz dzwonić
kiedy chcesz.
Ta mała deklaracja dziwnie mnie poruszyła.
- Dzięki- wychrypiałem.
Wróciłem na swoje miejsce, oparłem głowę na ramieniu mamy i czując jak
gładzi mnie ręką po ramieniu dryfowałem na skraju snu.
Straciłem poczucie czasu, ale nie mogło to trwać zbyt długo, zanim podszedł
do nas przysadzisty mężczyzna w
nienagannym uniformie. Mama poderwała się z miejsca nie zwracając uwagi na
moją głowę leżącą na jej ramieniu.
Byłem zbyt zaspany żeby wstać, więc słuchałem z tej pozycji, bacznie obserwując
twarz mamy.
Była zdenerwowana.
- Zabieg przeszedł pomyślnie, aczkolwiek... Przyjrzeliśmy się dodatkowo
czymś co zaniepokoiło nas po wykonaniu prześwietlenia- oznajmił biurokratycznym
tonem. Zmarszczyłem brwi.
- Tak?- ponagliła mama ściskając własne palce z siłą imadła.
- Pani córka ma raka wątroby. Wykryliśmy guz na tyle wcześnie, że jeszcze da się
go usunąć, ale... Nawet po tym nie zostaje jej więcej niż dwadzieścia miesięcy.
Teraz nie poczułem się jakbym spadał. Teraz poczułem się jakby ktoś raz po raz
kopał mnie w klatkę piersiową.
Mama stała bez ruchu jeszcze chwilę po tym, jak odszedł. Później po prostu
opadła na krzesło, a po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Ja nie mogłem wykrztusić słowa, ani uronić łzy. Czułem się jak sparaliżowany.
Przecież to nie możliwe.
Zawsze mamy wrażenie że takie rzeczy dzieją się gdzie indziej, komu innemu.
Ale nie tu, nie teraz, nie nam. Czyż nie? Może właśnie dlatego to tak bardzo boli,
kiedy dowiadujesz się że to jednak nieprawda.
___________________________________________________________
Przepraszam, w moim ogólnym zarysie, miało to wszystko wyjść lepiej, ale
po prostu miałam jakąś blokadę, i kilkakrotnie się za to zabierałam nie czując
jakiejkolwiek satysfakcji. Z tego też nie jestem zbytnio zadowolona. Anyway.
Dziękuję za 600 wyświetleń i 4 obserwatorów, i za każdy komentarz.
Na prawdę bardzo to doceniam.
Boże...przez tą scenę w samolocie zapowiadało się tak...miło.
OdpowiedzUsuńA tu wypaliłaś z czymś tak smutnym :C
Boże, z niecierpliwością czekam na następny.
ej, to z tą ręką, to takie słodkie było! *-*
OdpowiedzUsuńale potem to już nie :C
szkoda mi Harry'ego, no :C